Koen Van der Biezen uratował Cracovii remis
Zespół Dariusza Pasieki długo męczył się u siebie z Lechię Gdańsk, ale w końcówce szczęście wróciło do Cracovii.
Przed meczem w przedostatniej drużynie ekstraklasy niemal nie było znaków zapytania. Brakowało m.in. sprowadzonego zimą Sebastiana Szałachowskiego, który pauzował za nadmiar żółtych kartek. Z tego samego powodu nawet na ławce rezerwowych nie mogli usiąść Vladimir Boljević i Andraż Struna. - Treningów nie zamykam i raczej wiecie, jakiego składu można się spodziewać - mówił dzień przed spotkaniem do dziennikarzy Dariusz Pasieka, trener krakowian.
I - faktycznie - niczym nie zaskoczył. Po raz pierwszy pod jego wodzą zagrał Hesdey Suart, który w poprzedniej rundzie długo leczył kontuzję kolana. Holender zgodnie z przewidywaniami wygrał rywalizację z nieobliczalnym Bośniakiem Bojanem Puzigacą. Nie popełniał poważnych błędów, czasami zapędzał się do przodu, ale z jego współpracy z Saidim Ntibazonkizą niewiele wynikało.
Cracovia i Lechia z początku robiły niewiele, by zerwać z etykietami najmniej skutecznych drużyn ekstraklasy (jesienią jako jedyne nie przekroczyły granicy dziesięciu strzelonych goli). W pierwszej połowie gospodarze mogli objąć prowadzenie po dośrodkowaniu Suarta, ale Sławomir Szeliga źle uderzył głową. Jednak zamiast konstruowania kolejnych groźnych akcji, krakowianie często posyłali długie podania donikąd i wyglądało na to, że nie mają pomysłu na grę.
Cracovii nie odmienił Marcin Budziński, który może uznać debiut za - mówiąc nieco eufemistycznie - umiarkowanie udany. Grał chaotycznie i jako pierwszy opuścił boisko.
Pech wrócił z kolei do Mateusza Żytki, który zajął miejsce na prawej obronie zamiast Krzysztofa Nykiela. W 47. minucie piłka odbiła się od nogi 29-letniego obrońcy po strzale Piotra Wiśniewskiego i przeleciała obok zdezorientowanego Wojciecha Kaczmarka.
Krakowianie gaśli z minuty na minutę, a sfrustrowani kibice po niektórych akcjach gwizdali albo ironicznie bili brawo. Humory miał im poprawić ściągnięty w ostatniej chwili Deivydass Matulevicius, ale klika minut po wejściu na boisko poślizgnął się w sytuacji sam na sam. Punkt uratował Koen van der Biezen mocnym strzałem z pola karnego.
info: sport.pl