Wątek: Ekstraklasa

Strona 4 z 22 PierwszyPierwszy 1234567814 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 31 do 40 z 216
  1. #31 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    239 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Wymarzony debiut Dariusza Pasieki




    W meczu z Górnikiem Zabrze Cracovia przerwała aż trzy niechlubne passy. Wygrała pierwszy raz od 25 maja, nie straciła bramki, a jedynego gola strzelił napastnik. Piłkarz grający na tej pozycji ostatni raz dla krakowskiego klubu trafił... prawie 10 miesięcy temu.

    Był to Marcin Krzywicki, który zdobył bramkę w meczu z GKS-em Bełchatów (3:2) w ostatniej kolejce rundy jesiennej poprzedniego sezonu. Potem w 22 kolejnych meczach żadnemu z atakujących nie udało się pokonać bramkarza rywali. Złą serię przerwał Andrzej Niedzielan. Nieskuteczny w poprzednich spotkaniach napastnik wykorzystał podanie wzdłuż bramki od Aleksiejsa Visznakovsa. Nie cieszył się jednak z bardzo ważnego gola, bo grał w Górniku dziewięć lat temu. W ciągu rundy zdobył dla śląskiego klubu (przeszedł do niego z Zagłębia Lubin za... 20 piłek) 15 bramek w 14 meczach i został sprzedany do Groclinu.

    Trafienie Niedzielana dało Cracovii pierwsze zwycięstwo w sezonie. Trener Pasieka potrzebował zaledwie jednego meczu, by zdobyć więcej punktów niż poprzednik. W siedmiu poprzednich meczach drużyna pod wodzą Jurija Szatałowa dwukrotnie remisowała. W każdym traciła gola. Z Górnikiem Szymon Gąsiński zachował czyste konto.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  2. #32 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    239 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Trener ŁKS Michał Probierz nie doczekał się prezentu urodzinowego. Pierwsza porażka




    Mimo niezłej gry ŁKS wraca do Łodzi bez punktów. Mimo gola Marka Saganowskiego i niezłej gry, beniaminek przegrał pierwszy raz pod wodzą Michała Probierza

    Po raz pierwszy w tym sezonie ŁKS grał z drużyną niżej sklasyfikowaną od niego, bo Zagłębie przed ósmą kolejką zajmowało przedostatnie miejsce, a w jej trakcie spadło na ostatnie. Dlaczego? Bo zamykająca tabelę Cracovia pokonała Górnika Zabrze i wydostała się ze strefy spadkowej.

    Ełkaesiacy zaczęli fatalnie. Mieli problemy z powstrzymaniem Arkadiusza Woźniaka. Jego pierwszy strzał głową był niecelny, ale w 9. min po dośrodkowaniu z rzutu wolnego pięknym uderzeniem przelobował Pavle Velimirovicia. Czy Czarnogórzec zawinił przy stracie gola? Być może był za daleko wysunięty, ale z drugiej strony napastnikowi Zagłębia wyszło kapitalne uderzenie.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  3. #33 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    239 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Legia wygrywa w Bełchatowie




    Legia jak najbardziej zasłużenie wygrała w Bełchatowie 2:0. Od początku była stroną dominującą, brakowało jednak postawienia kropki nad "i". Udało się tego dokonać dopiero w końcówce meczu. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Macieja Rybusa bramkę strzałem głową zdobył Jakub Wawrzyniak. Chwilę później Rybus wyłożył piłkę Miroslavowi Radoviciowi i ten ustalił wynik meczu.

    Do sobotniego meczu obie drużyny przystąpiły mocno osłabione. Legia musiała sobie radzić bez Ivicy Vrdoljaka, Michala Hubnika, Michała Kucharczyka, Manu, Mosze Ohayona i Jakuba Koseckiego. Tak duże straty sprawiły, że trener Maciej Skorża miał spory problem z zestawieniem wyjściowej jedenastki, w której z konieczności na prawej pomocy musiał zagrać Miroslav Radović.

    Ale swoje problemy miał także PGE GKS. Co prawda w wyjściowym składzie znalazł się rekonwalescent Jacek Popek, ale bełchatowianie i tak musieli sobie radzić bez trzech innych podstawowych piłkarzy: Damiana Zbozienia, Dawida Nowaka i Kamila Kosowskiego. Jakby tego było mało, gospodarze przystępowali do meczu z ostatniego miejsca w tabeli. Przed rozpoczęciem meczu w Bełchatowie swoje mecze wygrały bowiem zarówno Zagłebie Lubin, jak i Cracovia. W takiej sytuacji z pewnością dla PGE GKS marnym pocieszeniem było to, że kryzys przechodzi także Legia (dopiero dziewiąte miejsce w lidze i trzy porażki w czterech ostatnich meczach).

    W pierwszych minutach spotkania w Bełchatowie było widać, że obie drużyny desperacko potrzebują punktów. Chęci do ataku nie można było bowiem odmówić ani Legii, ani PGE GKS. Ale chęci to jedno, a gra w piłkę to coś zupełnie innego. Co prawda oba zespoły przez pierwszy kwadrans stworzyły kilka sytuacji (strzały Tomasza Wróbla i Grzegorza Fonfary dla gospodarzy oraz Rafała Wolskiego, Radovicia i Danijela Ljuboji dla gości), ale większa zasługa w tym przypadku, niż składnej gry. Z wymienionych piłkarzy najbliższej zdobycia bramki był ten ostatni, jednak jego strzał z kilku metrów został zablokowany przez Mate Lacicia.

    To właśnie głównie dzięki Serbowi Legii zdominowała pozostałą część pierwszej połowy. Można było odnieść wrażenie, że jedyną osobą na boisku, która naprawdę potrafi grać w piłkę, jest właśnie Ljuboja. Przez 33-letniego napastnika przechodziła praktycznie każda akcja gości. Nic w tym dziwnego, skoro jak nikt inny potrafił odegrać do partnera z pierwszej piłki, umiejętnie zastawić się czy przepchnąć rywala w walce w powietrzu. A w stwierdzeniu, że Ljuboja lepiej rozgrywa piłkę klatką piersiową, niż bełchatowianie nogą, nie ma choćby cienia przesady. Z kolei we własnym zespole realne wsparcie miał jedynie w Radoviciu. Co ważne, akcje serbskiego duetu często zamieniały się w strzały - Legia w pierwszej połowie oddała ich 15. Żaden z nich nie znalazł jednak drogi do siatki.

    PGE GKS swojego Ljuboji nie ma, więc zagrożenia pod bramką gości nie stwarzał żadnego. Poza wspomnianym pierwszym kwadransem o grze gospodarzy nie można powiedzieć niczego dobrego. Drużyna, która właśnie wpadła w strefę spadkową, powinna zrobić wszystko, by się z niej wydostać. W grze bełchatowian takiej determinacji widać jednak nie było.

    W drugiej połowie Legia tak bardzo już nie przeważała. Dość nieoczekiwanie groźniejsze akcje stwarzali nawet gospodarze. W 52. min po dość przypadkowym rajdzie Pawła Buzały płaski strzał Marcina Żewłakowa z trudem wybronił Dusan Kuciak. W 70. min ponownie w wyśmienitej sytuacji znalazł się napastnik PGE GKS, ale znów górą okazał się golkiper gości. W między czasie Legia postraszyła gospodarzy tylko raz, gdy w 57. min najpierw piłka po bombie Radovicia wylądowała na słupku, a chwilę później w siatce. Sędzia gola jednak nie uznał, bo Ljuboja był na spalonym.

    Rosnące nadzieje gospodarzy w ciągu zaledwie czterech minut zostały brutalnie sprowadzone na ziemię. Pierwszy cios goście wyprowadzili w 79. min, gdy po rzucie rożnym wykonywanym przez Macieja Rybusa piłkę do bramki skierował Jakub Wawrzyniak. Przy drugim uderzeniu główną rolę znów odegrał Rybus. W 83. min skrzydłowy Legii wbiegł z lewej strony w pole karne i wyłożył piłkę do Radovicia, który strzałem do pustej bramki rozstrzygnął losy meczu.

    Dla PGE GKS porażka z Legią była już szóstą w tym sezonie. Bełchatowianie z ostatniego miejsca w tabeli spróbują wydostać się 30 września, gdy w Gdańsku zmierzą się z Lechią. Z taką formą, jaką ostatnio prezentują, będzie jednak o to bardzo ciężko.

    info: sport.pl
    Ostatnio edytowane przez El-Polako ; 25-09-11 o 00:37
    Odpowiedz z cytatem  
     

  4. #34 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    239 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Widzew lepszy od Jagiellonii. Sześć pięknych goli na łódzkim stadionie!




    Jagiellonia Białystok zawsze leżała Widzewowi i wciąż tak jest. Tym razem łódzki zespół wygrał z nią 4:2 i pozostaje niepokonany w tym sezonie w ekstraklasie.

    Najważniejsze fakty dotyczące wyjściowych składów obu drużyn, to brak w nich Tomasza Frankowskiego i Princewilla Okachiego. Najskuteczniejszy piłkarz ekstraklasy z obecnie w niej grających nie był w pełni sił i trener Czesław Michniewicz (został bardzo ładnie przyjęty przez kibiców Widzewa) wpuścił go na boisko dopiero po przerwie.

    W składzie łódzkiej drużyny nie było za to Okachiego, który zrobił miejsce Krzysztofowi Ostrowskiemu. Skrzydłowy Widzewa początek sezonu miał bardzo słaby i na ostatni mecz z Zagłębiem Lubin nie było go nawet w kadrze. Radosław Mroczkowski odesłał Ostrowskiego do Młodej Ekstraklasy i teraz, przed spotkaniem z Jagiellonią, zapewniał, że to pomogło piłkarzowi. Na potwierdzenie swoich słów wstawił Ostrowskiego do składu. Trener wiedział co mówi, bo widzewiak w ofensywie grał dobrze, najlepiej w tym sezonie.

    Początek meczu był zdecydowanie lepszy w wykonaniu gości. Michniewicz zna Widzew jak mało który trener w lidze i wiedział, że dobrze jest od razu zaatakować. Piłkarze Jagiellonii grali też bardzo agresywnie i z każdą minutą ich przewaga rosła. Jej efekty to trzy rzuty rożne w pierwszych 10 minutach meczu. Po jednym z nich w Sidqy El Mehdi uderzył piłkę głową i ta otarła się o poprzeczkę. Ten rzut rożny goście mieli dzięki Dawidowi Plizdze, który bardzo mocno strzelił z dystansu, ale Maciej Mielcarz zdołał wybić piłkę.

    Przewagę z początku meczu piłkarze Jagielloni przypieczętowali golem w 13. min. Płaskim strzałem z bliska Mielcarza pokonał Tomasz Kupisz. Wcześniej błąd popełniło kilku widzewiaków m.in. Ostrowski, Bruno Pinheiro i Adrian Budka.

    Co zrobić, gdy rywal strzela bramkę? Oczywiście najlepiej jak najszybciej odpowiedzieć tym samym, by przeciwnik nie dostał wiatru w żagle. I Widzew tak właśnie Jagiellonii odpowiedział. Po przejściu piłki w środku pola Mindaugas Panka na wolne pole zagrał do Piotra Grzelczaka. Wychowanek łódzkiego klubu wbiegł w pole karne, ale pozycji do strzału nie miał idealnej, kąt do bramki był dosyć ostry. Grzelczak strzelił jednak znakomicie, mocno i precyzyjnie, w stylu najlepszych napastników świata. Piłka wpadła tuż przy słupku bramki Jagiellonii. Kilku kibiców z pewnością tarło oczy ze zdumienia. Na gola w lidze Grzelczak czekał od przedostatniej kolejki ubiegłego sezonu.

    Do końca pierwszej połowy przewagę miała Jagiellonia, podobnie jak lepsze sytuacje pod bramką przeciwnika. To m.in. strzał zza pola karnego w słupek Vladimira Kukola oraz niecelne uderzenie z rzutu wolnego Plizgi. Widzewiacy też zrobili kilka dobrych akcji, ale brakowało w nich dobrego wykończenia, przynajmniej strzału na bramkę.

    Remis nie zadowalał Michniewicza i na drugą połowę goście wyszli już z Frankowskim w składzie. Najlepszy strzelec Jagiellonii zmienił Marko Cetkovicia. W ostatnich dwóch meczach przeciwko Widzewowi "Franek łowca bramek" zdobył dwa gole, ale Jagiellonia przegrywała.

    Pierwszy sygnał do ataku dał jednak Plizga, który popędził środkiem boiska wyprzedzając Pinheiro jak Usain Bolt rywali na bieżni. Na szczęście już w polu karnym Portugalczyk wślizgiem wybił piłkę graczowi Jagiellonii.

    Chwilę po tej akcji to widzewiacy mieli jednak znakomitą okazję do zdobycia gola. Dzalamidze pięknie zagrał w pole karne do Budki, a ten wycofał piłkę do Grzelczaka. Napastnik Widzewa strzelił po ziemi w bramkarza, a powinien uderzyć wyżej. Jedynym zyskiem dla gospodarzy był więc rzut rożny. Tyle tylko że Jagiellonia bardzo słabo spisuje się przy stałych fragmentach gry, to jedna z najniższych drużyn w lidze. I znów się to potwierdziło. Dudu dośrodkował w pole karne, a pięknym i precyzyjnym strzałem głową popisał się Sebastian Madera. Przed meczem stoper łódzkiej drużyny obiecywał, że sprawi niespodziankę Michniewiczowi, któremu wiele zawdzięcza. Widzewiak słowa dotrzymał, pytanie tylko, czy trenera Jagiellonii taka niespodzianka ucieszyła.

    Co zrobić, gdy rywal strzela bramkę? Oczywiście najlepiej jak najszybciej odpowiedzieć tym samym. No i Jagiellonia odpowiedziała. W polu karnym piłkę Kupiszowi sprytnie - klatką piersiową - zagrał Frankowski i skrzydłowy gości nie miał problemów, by kopnąć ją do bramki.

    Białostoczanie niezbyt długo cieszyli się z wyrównującego gola, bo za chwilę z rzutu wolnego dośrodkował Budka i tym razem Jarosław Bieniuk popisał się pięknym strzałem głową. Piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do bramki. To drugi gol Bieniuka w tym sezonie. Warto też wspomnieć, że przy stałych fragmentach gry mierzącego 192 cm wzrostu widzewiaka pilnował... Hermes, niższy od niego o 24 cm.

    Jagiellonia to drużyna, która w przeszłości wyjątkowo leżała Widzewowi. Łódzki zespół wygrał z nią dwa ostatnie mecze i strzelił w nich 7 goli. W niedzielę ta świetna passa została podtrzymana, bo w 65. min czwartą bramkę dołożył świetnie grający Budka, który mocnym strzałem wykończył akcję Princewella Okachiego. Było 4:2. We wcześniejszych siedmiu meczach tego sezonu widzewiacy zdobyli pięć goli.

    Do końca meczu już nic się nie zmieniło. Drużyna z al. Piłsudskiego pozostaje więc niepokonana w tym sezonie w ekstraklasie. Jest też w jej czołówce.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  5. #35 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    239 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Wisła wygrywa, ale traci Maora Meliksona




    Mistrz Polski już odrobił straty z pierwszej części rundy, kiedy był nawet na dziesiątym miejscu. Po zwycięstwie z Ruchem do lidera traci punkt, ale kontuzji doznało dwóch czołowych zawodników - Patryk Małecki i Maor Melikson.

    W Krakowie Wisła z Ruchem grali o pozycję wicelidera, przynajmniej do poniedziałkowego meczu Polonia Warszawa - Korona Kielce. By wskoczyć na drugie miejsce, gospodarze oprócz zwycięstwa musieli wygrać co najmniej dwiema bramkami. Ruch mógł nawet zrównać się punktami z liderem - Śląskiem Wrocław.

    Trener Robert Maaskant już na dobre dał sobie spokój z wystawianiem różnych jedenastek w europejskich pucharach i w lidze. Przeciwko Ruchowi zagrał niemal najmocniejszy skład. Kontuzjowany jest Cwetan Genkow, a Ivicia Iliew i Michael Lamey przegrali walkę o wyjściową jedenastkę. Także Waldemar Fornalik, szkoleniowiec Ruchu rzucił na boisko najlepszych piłkarzy, których miał do dyspozycji.

    W 8 min kontuzji skręcenia kostki doznał Patryk Małecki. Polak na boisku wytrwał jeszcze siedem minut, ale w końcu pokazał, że nie da rady dalej grać. Zmienił go Ivica Iliew. To nie koniec strat. Urazu nabawił się także Maor Melikson (zastąpił go Tomas Jirsak). Przed czwartkowym wyjazdowym meczem Ligi Europy z Twente Enschede takie dziury będzie trudno załatać.

    Do przerwy spotkanie toczyło się głównie w środku boiska (pierwszy niegroźny strzał dopiero w 23 min.). Przez 42 minuty Wisła nie oddała nawet strzału, ale ma w składzie Davida Bitona. Po dośrodkowaniu Marko Jovanovicia, bramkarz Ruchu niepotrzebnie przeciął lot podania, bo piłka trafiła do Izraelczyka, który najpierw strzelił w poprzeczkę, ale po chwili dobił do siatki.

    Strata bramki nie załamała gości. Wręcz przeciwnie od początku drugiej połowy rzucili się do ataku. I wystarczyło im 10 minut, by wyrównali. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Gabora Straki, Sergieja Pareikę pokonał Igor Lewczuk. Po tym golu mecz wreszcie zrobił się interesujący.

    Ruch nie zamierzał tylko bronić remisu. Dla Wisły punkt u siebie byłby rozczarowaniem. Pierwszy okazję miał Ruch, ale Arkadiusz Piech ją zmarnował. Takiego problemu nie mieli gospodarze. Po podaniu Iliewa, Andraż Kirm minął bramkarza strzelił, a rozpaczliwie interweniujący Rafał Grodzicki wepchnął ją do siatki.

    Radość trwała krótko. Kew Jaliens zachował się jak taktyczny żółtodziób i stał trzy metry za linią obrony. Dzięki temu Maciej Jankowski po podaniu Marcina Malinowskiego nie był na spalonym i w sytuacji sam na sam pokonał Pareikę.

    Ale Wisła grała do końca. Jirsak dobrze zstąpił Meliksona i podał idealnie na głowę Juniora Diaza, który mimo obecności Igora Lewczuka dał Wiśle prowadzenie.

    Do Krakowa przyjechało 1500 kibiców z Chorzowa ubranych w identyczne niebieskie koszulki. Byli równie głośni co fani Wisły, pomysłowi, ale stworzoną atmosferę popsuli wyzywaniem Patryka Małeckiego, a także krakowskiego klubu. Kibice mistrza Polski nie dali się sprowokować, ale nie wiadomo z jakiego powodu w przerwie dostało się Arce Gdynia.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  6. #36 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    239 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Słaba Polonia nie dała rady ambitnym kielczanom




    Polonia Warszawa zaprezentowała się beznadziejnie w meczu z niepokonaną w tym sezonie Koroną Kielce. Poloniści nie zaprezentowali ani jednej składnej akcji, co więcej, powinni ten mecz przegrać. Doskonale w bramce spisywał się Sebastian Przyrowski, a raz uratowała ich poprzeczka.

    Pierwsza połowa zdecydowanie nie porwała kibiców zgromadzonych na stadionie przy Konwiktorskiej. Dużo niedokładości i strat, mało składnych akcji. Lepsze okazje stworzyła sobie Korona, ale dwukrotnie doskonale interweniował Sebastian Przyrowski, a Piotr Malarczyk minimalnie przestrzelił. Polonia miała przewagę w posiadaniu piłki, ale nic z niej nie wynikało.

    Do słabego poziomu piłkarzy dostosował się sędzia Paweł Pskit, który w spokojnym i toczącym się w sennym momentami tempie meczu już w ciągu pierwszej połowy pokazał aż pięć żółtych kartek, zaogniając w ten sposób atmosferę.

    Druga połowa to jeszcze słabszy futbol niż ten, który oglądaliśmy przed przerwą. Właściwie jedyną okazją bramkową był kapitalny strzał z rzutu wolnego Tomasza Lisowskiego, po którym piłka trafiła w poprzeczkę. O grze gospodarzy nie można powiedzieć ani jednego dobrego słowa.

    Ciekawe, czy prezes Wojciechowski nie zmieni, jak to ma w zwyczaju, zdania - ostatnio mówił, że Jacek Zieliński popracuje w klubie do zdobycia mistrzostwa, a może i trochę dłużej. Jeśli jednak będzie chciał dotrzymać słowa, to trener może być pewny posady przez prawie dwa lata, bo w tym sezonie z taką grą Polonia niczego nie wygra.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  7. #37 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    239 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    8.KOLEJKA PODSUMOWANIE



    TABELA



    NASTĘPNA 9.KOLEJKA

    Odpowiedz z cytatem  
     

  8. #38 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    239 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    ŁKS wygrywa w Łodzi! Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej




    Trudno wyobrazić sobie lepszy powrót na swój stadion. ŁKS pokonał Podbeskidzie Bielsko-Biała, a decydującą o zwycięstwie bramkę zdobył wychowanek klubu z al. Unii Marek Saganowski

    Na ten dzień kibice i piłkarze ŁKS czekali od ponad dwóch lat. Ostatni mecz w ekstraklasie na stadionie przy al. Unii ełkaesiacy rozegrali w maju 2009 r. Później - nie za swoje winy - zostali zdegradowani do pierwszej ligi, a gdy już wywalczyli awans do ekstraklasy - także nie ze swojej winy - mecze w roli gospodarzy musieli rozgrywać w Bełchatowie, bo łódzki stadion nie spełniał wymogów licencji. Aż do piątku.

    Nic dziwnego, że zanim zabrzmiał pierwszy gwizdek sędziego, przy al. Unii fetowano powrót do domu. Edward Potok, prezes Łódzkiego Związku Piłki Nożnej, wręczył piłkarzom puchar za awans do ekstraklasy, a kibiców pozdrawiali Marcin Gortat i Tomasz Adamek. Wiadomo, okazja była specjalna, więc i goście byli specjalni...

    Atmosfera wielkiego święta tak udzieliła się piłkarzom ŁKS, że chyba nie usłyszeli gwizdka sędziego. Chwilę po nim, sam na sam z Pavle Velimiroviciem znalazł się bowiem Adam Cieśliński. Napastnik Podbeskidzia kopnął piłkę nad bramkarzem gospodarzy, ale ta przeleciała minimalnie obok słupka. Ełkaesiacy powinni podziękować Cieślińskiemu, za to, że ich obudził. Chociaż chyba nie wszystkich, bo niedługo potem w polu karnym Marcina Mięciela przeskoczył Bartłomiej Konieczny, ale na szczęście dla gospodarzy, on też uderzył niecelnie. To musiało przebudzić już wszystkich w ŁKS.

    Nie zmienia to jednak faktu, że to goście z Bielska-Białej wciąż mieli przewagę - byli szybsi i lepiej zorganizowani od gospodarzy. I atakowali. W 19. min Velimirović obronił strzał Sylwestra Patejuka, a niedługo potem Adrian Sikora strzelił obok bramki. Trener Michał Probierz, który debiutował w roli gospodarza przy al. Unii, denerwował się przy ławce coraz bardziej i trudno mu się dziwić.

    Pierwszą akcję, za którą można pochwalić piłkarzy ŁKS, kibice obejrzeli dopiero po pół godzinie gry. Ładną kontrę wyprowadzoną przez Mladena Kaszczelana, niestety niecelnym strzałem zakończył Cezary Stefańczyk, którego Probierz przesunął z obrony do drugiej linii.

    Wyobraźmy sobie stojącego z piłką metr od kosza Marcina Gortata, albo Tomasza Adamka szykującego się do zadania ciosu rywalowi, który opuścił ręce. Prawdopodobieństwo, że będą dwa punkty, a przeciwnik padnie na deski, jest bardzo duże. W 35. min swoją szansę - podobną do tych Gortata i Adamka - miał Marcin Kaczmarek. Po podaniu Marka Saganowskiego obrońca ŁKS był w polu karnym sam przed bramkarzem Podbeskidzia, ale strzelił źle i Mateusz Bąk odbił piłkę na rzut rożny. Jedyną korzyścią z tej akcji dla łódzkiej drużyny był więc tylko rzut rożny.

    ŁKS nie zyskał za to nic w dwóch akcjach z końcówki pierwszej połowy. Dwa strzały głową Kaszczelana były bowiem i za słabe i niecelne, jak ciosy Adamka w walce z Witalijem Kliczko.

    Precyzyjny, chociaż niezbyt silny, był za to strzał Roberta Demjana, który po przerwie wszedł na boisko zmieniając Lirana Cohena. Chwilę po wznowieniu gry rezerwowy Podbeskidzia z bliska pokonał Velimirovicia. Błędy w tej akcji popełnili kolejno Marcin Kaczmarek, Michał Łabędzki i Antoni Łukasiewicz, a Kaszczelan tylko się przyglądał. Gorszego początku drugiej połowy trudno sobie wyobrazić.

    Na szczęście ełkaesiacy szybko się otrząsnęli, chociaż niedługo po golu, Demjan znów uderzył na bramkę gospodarzy. Tym razem jednak Velimirović odbił piłkę. Wyrównujący gol padł w 55. min. Tomasz Nowak (w przerwie zastąpił Pawła Golańskiego) podał do Sebastiana Szałachowskiego, a ten wbiegł z piłką w pole karne. W ostatniej fazie akcji skrzydłowy ŁKS mógł zostawić ją Mięcielowi, ale sam strzelił z ostrego kąta i pokonał bramkarza Podbeskidzia. Piłka przeleciała Bąkowi między nogami. To trzeci gol Szałachowskiego w tym sezonie.

    Dziesięć minut później kibice zaczęli śpiewać: "Sagan, Sagan, Sagan, gol". Powód mógł być tylko jeden... Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Szałachowskiego Saganowski strzałem głową zdobył drugiego gola dla gospodarzy. Było 2:1!

    Piłkarze Podbeskidzia ruszyli do ataku, ale poważnie zagrozić bramce łodzian nie potrafili. Lepszą okazję mieli w 83. min ełkaesiacy, a dokładnie Nowak, który - gdyby tylko dobrze przyjął piłkę - byłby sam przed bramkarzem rywali. Na szczęście ten błąd nie kosztował ŁKS straty punktów. Gospodarze wygrali drugi mecz w tym sezonie, a pierwszy w roli gospodarzy, naprawdę u siebie...

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  9. #39 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    239 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Paweł Buzała zlitował się nad Lechią Gdańsk




    Piłkarze Lechii Gdańsk po trzech kompromitujących porażkach zdobyli wreszcie punkt, ale znów zagrali koszmarnie. Remis podarował im napastnik Bełchatowa Paweł Buzała, który nie wykorzystał trzech stuprocentowych sytuacji.

    Trener Lechii Tomasz Kafarski w porównaniu z ostatnim meczem z Podbeskidziem przeprowadził w zespole małą rewolucję. W pierwszej jedenastce dokonał aż pięciu zmian, a największemu przemeblowaniu uległa linia obrony. Na środek wrócił Krzysztof Bąk, a Rafał Janicki i Marcin Pietrowski po raz pierwszy w życiu zagrali na nowych pozycjach - odpowiednio prawej i lewej obronie. Na dodatek w bramce debiutował w meczu ligowym najmłodszy bramkarz ekstraklasy 18-letni Wojciech Pawłowski. I gdyby nie jego interwencje ten defensywny eksperyment zakończyłby się kompletnym fiaskiem już po pół godzinie gry, bo obrona Lechii była dziurawa jak sito. Katem gospodarzy mógł być były piłkarz Lechii Buzała, który dwukrotnie znalazł się w sytuacji sam na sam z Pawłowskim - najpierw po pięknej kombinacji z Tomaszem Wróblem, a potem po świetnym prostopadłym podaniu Grzegorza Barana. Jednak w obu przypadkach "Buzi" pokazał to z czego znany był w Lechii - z równą łatwością przychodzi mu dochodzenie do dogodnych sytuacji strzeleckich, jak i koncertowe ich partolenie. Tak było i tym razem, choć trzeba przyznać, że swoje zasługi miał też Pawłowski, który do końca ze spokojem czekał na strzały napastnika Bełchatowa. I oba obronił.

    Jednak prawdziwy popis nieskuteczności pod bramką rywala dali w pierwszej połowie lechiści. Najpierw w 23. minucie po wrzutce aktywnego Tomasza Dawidowskiego i zgraniu Janickiego, z ośmiu metrów w bramkę nie trafił Bąk. W 36. minucie obrońcę Lechii przebił Josip Tadić. Chorwat po fatalnym błędzie Mate Lacicia przez pół boiska biegł na spotkanie z bramkarzem GKS Łukaszem Sapelą i kiedy wydawało się, że bramka paść musi Tadić trafił z bliska w słupek! Dobitkę Łukasza Surmy zatrzymał ofiarnie interweniujący Maciej Szmatiukm, a piłkarze Lechii i trener Kafarski mogli tylko złapać się za głowy.

    Po przerwie festiwal nieporadności kontynuował Buzała, który po kolejnym świetnym podaniu Wróbla, znów przegrał z Pawłowskim pojedynek sam na sam. Tego było już za wiele dla trenera gości Kamila Kieresia i po chwili miejsce "Buziego" zajął na boisku Marcin Żewłakow. Po zejściu Buzały goście wciąż stwarzali dogodne sytuacje do zdobycia gola, ale tym razem pomocną dłoń podał piłkarzom Lechii sędzia meczu Wojciech Krztoń. W 63 minucie Pietrowski ewidentnie sfaulował w polu karnym Wróbla, jednak gwizdek arbitra milczał. Za chwilę groźnie strzelał Żewłakow i znów ładną interwencją popisał się Pawłowski. A Lechia? A Lechia stała i czekała na uśmiech losu. Po niezłej pierwszej połowie, w drugich 45 minutach biało-zieloni znów grali dramatycznie źle. Wolno, niedokładnie, bez ambicji i bez sensu. Co prawda w końcówce piłka po strzale Ivansa Lukjanovsa i niepewnej interwencji Sapeli trafiła w słupek, ale to był tylko strzał rozpaczy. Rozpaczy tysięcy kibiców, którzy pożegnali swój zespół przeraźliwymi gwizdami.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  10. #40 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    239 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Pierwsza przegrana Widzewa w sezonie. Jego pogromcą Ruch Chorzów




    Skończył się piękny sen widzewiaków. Po ośmiu meczach bez porażki pokonał ich - i to jak najbardziej zasłużenie - Ruchu Chorzów

    Na trybunach trwał mecz przyjaźni, bo kibice obu klubów od lat żyją w zgodzie, ale na boisku przyjaźni nie było, piłkarze Ruchu i Widzewa chcieli rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Lepiej zaczęli go goście. Udokumentowaniem ich przewagi była dobra akcja Piotra Grzelczaka w polu karnym. Strzał napastnika łódzkiej drużyny został jednak zablokowany, a z dobitką nie zdążyli Nika Dzalamidze i Jarosław Bieniuk. To była 7. minuta.

    Przez długi okres czasu pod bramką obu drużyn nie działo się nic ciekawego, lekką przewagę wciąż mieli widzewiacy, ale zyskiwali tylko kolejne rzuty rożne.

    W 28. min padł gol dla Ruchu. Z rzutu wolnego z około 17 metrów strzelał Łukasz Janoszka, a odbitą od muru piłkę zza pola karnego kopnął Marcin Malinowska. Piłka po drodze otarła się jeszcze od nogi jednego z obrońców i Maciej Mielcarz nie miał szans na skuteczną interwencję. Inna sprawa, że rzutu wolnego raczej w ogóle nie powinno być, bo Ugo Ukah chyba nie faulował Arkadiusza Piecha.

    Napastnik Ruchu był zresztą najgroźniejszym piłkarzem w drużynie gospodarzy, w ogóle najlepszym zawodnikiem na boisku. Obrońcy Widzewa mieli z nim sporo kłopotów. Chwilę po golu Malinowskiego, Piech zagrał z prawego skrzydła pod bramkę łodzian, a Maciej Jankowski z bliska uderzył piłkę piętą. Na szczęście dla gości zrobił to źle i strzelił niecelnie.

    W 35. min Piech stanął oko w oko z Mielcarzem, ale bramkarz Widzewa obronił nogą jego uderzenie.

    Końcówka pierwszej połowy to już dominacja gospodarzy. Aby powstrzymać atakujących rywali - zwłaszcza Piecha i Jankowskiego - łódzcy obrońcy musieli ratować się faulami. Żółte kartki - słusznie - zarobili Dudu, Jarosław Bieniuk i Ugo Ukah.

    Jedynym zagrożeniem dla bramki gości był przed przerwą Grzelczak. W 45. min jego potężny strzał z dystansu obronił Michal Pesković. Mający pomagać mu w ofensywie Nika Dzalamidze, Princewell Okachi i Krzysztof Ostrowski grali słabo.

    Po przerwie niestety nie było lepiej. Już w 51. min w środku pola piłkę stracił Mindaugas Panka, a Malinowski podał ją do wbiegającego w pole karne Jankowskiego. Napastnik Ruchu, mimo asysty Ukaha, bez problemów pokonał Mielcarza. Niedługo potem mogło być 3:0, ale piłka po strzale głową Piotra Stawarczyka trafiła w słupek.

    Ruch prowadził różnicą dwóch goli, więc nie forsował tempa, widzewiacy zresztą też nie. Goście w ogóle nie mieli pomysłu, jak zagrozić bramce gospodarzy. Do tego mogli stracić kolejnego gola, bo w defensywie też momentami grali nieodpowiedzialnie. W 61. min Jankowski, którego nie przypilnował Adrian Budka, strzelił wysoko nad bramką.

    Na swoją szansę widzewiacy do 65. min. Po błędzie Rafała Grodzickiego sam przed Peskoviciem był Grzelczak. Bramkarz Ruchu obronił jednak jego strzał, a dobitka Dzalamidze była fatalna. Za chwilę nastąpiła katastrofa...

    Chorzowianie wyprowadzili kontrę i w polu karnym Janoszkę przewrócił Ukah. Był rzut karny, a do tego widzewiak zobaczył drugą żółtą kartkę i musiał zejść z boiska (nie zagra też w derbach). Z jedenastu metrów strzelał Wojciech Grzyb, ale Mielcarz odbił piłkę na słupek. Niestety dobitka Piecha była skuteczna i zrobiło się 3:0.

    W 71. min rozmiary porażki zmniejszył Grzelczak, jedyny ofensywny piłkarz, do którego nie można mieć pretensji. Wychowanek Widzewa dobił strzał z ponad 25 metrów Dudu. Za chwilę Grzelczak został... zmieniony. W jego miejsce trener Radosław Mroczkowski wprowadził debiutującego w ekstraklasie Emila Wrażenia.

    Na więcej grających w osłabieniu gości nie było już stać. Powinni się zresztą cieszyć, że nie przegrali wyżej, bo znakomite okazje mieli jeszcze Piech i Grzyb, a bardzo ładnym strzałem zza pola karnego popisał się Paweł Abbott.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

Informacje o wątku
Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 4 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 4 gości)

Tagi dla tego wątku

Zobacz tagi

Bookmarks
Bookmarks
Uprawnienia umieszczania postów
  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •