Aby zarejestrować się na forum musisz posiadać kod zaproszenia.

Wątek: Ekstraklasa

Strona 3 z 22 PierwszyPierwszy 123456713 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 21 do 30 z 216
  1. #21 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    240 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Świetny mecz Podbeskidzia, niestety przegrany




    Dziewięć punktów, cztery bramki zdobyte i jedna stracona - taki dorobek w ostatnich trzech meczach zanotowali piłkarze Ruchu. W sobotę dzięki konsekwentnej grze pokonali na wyjeździe Podbeskidzie, które po ubiegłotygodniowej wygranej przy Łazienkowskiej zostało bardzo szybko sprowadzone na ziemię.

    W pierwszej połowie goście, w przeciwieństwie do "Górali", mieli pomysł na grę. W 34. minucie swoją świetną formę potwierdzili napastnicy tego zespołu. Piech obsłużył Jankowskiego, a ten, przy biernej postawie obrońców, nie miał problemów z pokonaniem Bąka. Najgroźniejszym zawodnikiem gospodarzy był Sylwester Patejuk, ale jego dwa mocne strzały nie trafiły nawet w światło bramki.

    Do kuriozalnej sytuacji doszło po zakończeniu przez sędziego pierwszej połowy. Bramkarz Ruchu Matko Perdijić miał ogormne pretensje do kolegi z drużyny Rafala Grodzickiego za jedną z wcześniejszych akcji. Obaj zawodnicy najpierw w dali się w ostrą dyskusję , a później zaczęli się przepychać. Całą sytuację rozdzielając piłkarzy załagodził dopiero Piotr Stawarczyk.

    Mecz ożywił się dopiero w drugiej odsłonie. Już w pierwszych minuatch losy pojedynku mógł rozstrzygnąć Arkadiusz Piech. Napastnikowi Ruchu, który był sam przed Bąkiem najpierw zabrakło jednak zimnej krwi, a później bramkarz gospodarzy we wspaniałym stylu obronił jego strzał z woleja.

    Debiut w barwach Podbeskidzia zaliczył, wchodząc w drugiej części, Liran Cohen. Już wiadomo, że były piłkarz Maccabi Tel-Awiw drugim Maorem Meliskonem nie jest. Izraelczyk nie wybił się poziomem ponad kolegów z zespołu. Gra Podbeskidzia byla pozbawiona finezji, ale pod bramką Perdijicia było momentami groźnie. Kilka razy szczęścia strzałami z dystansu suzkał Sokołowski, obrońców Ruchu często naciskał Cieśliński. Wydawało się jednak, że goście cały czas mają ten mecz pod kontrolą. Jednak krótka drzemka w 69. minucie mogła się dla nich zakończyć utratą gola. Sokołowski, któremu po rzucie rożnym piłka wręcz spadła na głowę, fatalnie spudlował z kilku metrów. Ruch w ostatnich minutach cofnął się bardzo głęboko, ale Podbeskidzie waliło głową w mur, podobnie, jak przed tygodniem robiła to w meczu z bielszczanami Legia. Bohaterem drużyny gospodarzy mógł i tym razem zostać Sylwester Patejuk, ale w jedynej sytuacji jego strzał wolejem na kilka minut przed końcem świetnie obronił Perdijić.

    Ruch umiejętnie bronił się do ostatnich sekund i w Bielsku-Białej odnotował trzecie zwycięstwo z rzędu.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  2. #22 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    240 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Pierwszy punkt ŁKS w Bełchatowie.




    ŁKS przegrywał z Górnikiem Zabrze, ale po przerwie pokazał, że nie tylko potrafi przeszkadzać. Miał nawet szansę na zwycięstwo, ale zabrakło mu szczęścia

    Wszystko wskazuje, że piłkarze ŁKS po raz ostatni grali na stadionie w Bełchatowie. Remont obiektu przy al. Unii dobiega końca i jest szansa, że za dwa tygodnie naprawdę będą gospodarzami pojedynku z Podbeskidziem Bielsko-Biała, Choć na przedmeczowej konferencji prasowej trener Michał Probierz sugerował, że w podstawowej jedenastce może dojść do zmian, to jednak pokazał konsekwencję. Podobno zwycięskiego składu się nie zmienia, dlatego na boisko wyszli ci sami piłkarze, którzy odnieśli pierwsze zwycięstwo. Dwie roszady były tylko wśród rezerwowych: kontuzjowanego Roberta Szczota oraz Marcina Smolińskiego zastąpili Maciej Bykowski i Tomasz Nowak.

    W spotkaniu w Krakowie ełkaesiacy przede wszystkim bronili się i przeszkadzali rywalom. Teraz zaczęli odważniej i przez dziesięć minut gra toczyła się na połowie Górnika. Najgroźniejszą okazję mieli po strzale Mladena Kaszczelana z rzutu wolnego, lecz Łukasz Skorupski spokojnie złapał piłkę. W odpowiedzi zabrzanie mieli szansę, bo po błędzie pomocników Aleksander Kwiek kopnął mocno z 20 m, a Pavle Velimirović wybił piłkę.

    Widać było jednak, że konstruowanie akcji lepiej wychodzi Górnikowi, który szybko objął prowadzenie. Nie doszłoby do tego, gdyby nie pomoc Michała Łabędzkiego i Velimirovicia. Ten pierwszy miał kilka sekund, by wybić piłkę wolno wlatującą w pole karne. Czekał jednak na wybiegającego bramkarza. Gdy zorientował się, że nie zdąży kopnął w bok, ale prosto w Prejuce Nakoulmę, a ten strzelił gola głową z 16 m!

    Zdenerwowany trener Probierz omal nie wbiegł na boisko. Powstrzymał go dopiero sędzia techniczny. Szkoda, bo może wpłynąłby na swoich zawodników, którzy zupełnie stanęli. Z pewnością nie pomagał im upał, a przecież większość łódzkich graczy ma zaległości, bo rozegrali mało meczów.

    Goście błyskawicznie wykorzystali zadyszkę ełkaesiaków i całkowicie przejęli kontrolę nad grą. Inna sprawa, że rywale niewiele im przeszkadzali. Górnik mógł prowadzić wyżej, ale po kolejne główce Nakoulmy piłkę z bramki wybił Marek Saganowski, Kwiek kopnął w bramkarza, a napastnik z Burkina Fasso za lekko. ŁKS odpowiedział tylko jedną składną akcją Szałachowskiego i niecelnym strzałem Agwana Papikyana.

    Tak więc po pierwszej połowie trudno było o optymizm, bo różnica między obiema drużynami była naprawdę duża. Gdy trzeba było grać do przodu, łodzianie byli bezradni. "Bliżej", "przesuń", "Golo (Golanski) do krycia", "grajcie w piłkę", "klepa" - szalał przy linii szkoleniowiec LKS. Niewiele jednak można zrobić, gdy jest się dużo wolniejszy od przeciwnika.

    W przerwie Probierz nie zrobił zmian. Chyba dlatego, że musiałby wymienić 3/4 zespołu, a rezerwowi też nie gwarantowali poprawy. W 56. min powinno być 2:0, po tym jak Nakoulma ograł Pawła Golańskiego, dośrodkował, Kwiek minął Velimirovicia i kiedy miał kopać do pustej bramki, uprzedził go Paul Thomi. ale trafił w boczną siatkę. Zdenerwowany Kwiek omal nie pobił młodszego kolegi.

    Siedzący na trybunie szefowie łódzkiego klubu z pewnością żałowali, że nie zatrzymali Krzysztofa Mączyńskiego, który był prawdziwym liderem drugiej linii Górnika. Potrafił podać prostopadle, strzelić zaskakująco, a w razie potrzeby uspokoić grę. W ŁKS dominował chaos. A że zabrzanie byli w zasięgu, pokazała akcja z 61. min, kiedy wreszcie z dobrej strony pokazał się Szałachowski. Dośrodkował płasko z prawej strony, ale wbiegający Antoni Łukasiewicz kopnął nad bramką. Szkoda, bo szansa była wspaniała.

    To jednak był sygnał, że jak się bardzo chce, to można. Po tej sytuacji łodzianie zaczęli grać w piłkę. Przeprowadzili nawet akcję, w której wymienili kilkanaście podań. To zabrzanie biegali za piłką. Ale gola ŁKS zdobył po kontrze. Łukasiewicz wślizgiem zagrał do Saganowskiego, ten wypuścił Szałachowskiego, który spokojnie strzelił między nogami Skorupskiego. Za chwilę mogło być 2:1, lecz po główce Piotra Klepczarka piłkę z bramki wybił Nakoulma. To jeszcze nie był koniec, bo po kolejnym rogu stoper ŁKS był bliski wepchnięcia piłki do siatki.

    Trzeba jednak pochwalić zawodników z al. Unii za ogromną ambicję. Choć brakowało im sił, łapały ich skurcze, to atakowali słabnących przeciwników. "Dawaj" zachęcał ich coraz bardziej chrypnącym głosem trener Probierz. Działało, bo to jego drużyna atakowała, a zabrzanie z rozpaczą w oczach patrzyli na wolno biegnące sekundy. Najpierw po główce Klepczarka bramkarz wybił piłkę nad poprzeczkę, a w doliczonym czasie Szałachowski strzelał z ok. dziesięciu metrów, ale piłka trafiła w słupek. "Górnicy" w tym czasie tylko desperacko się bronili. Raz wyszli do przodu i wtedy potwierdziło się, ze suma szczęścia jest równa zeru. Po uderzeniu z daleka Marcina Wodeckiego Velimiroviciowi też pomógł słupek. W sumie remis jest zasłużony, ale końcówka pozwala optymistycznie patrzeć na grę ŁKS.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  3. #23 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    240 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Lechia Gdańsk przegrała w Kielcach




    Lechia Gdańsk opromieniona dwoma zwycięstwami z rzędu chciała kontynuować dobrą passę. Zadanie było o tyle trudne, że jej przeciwnikiem była Korona Kielce, niespodziewany lider T-Mobile Ekstraklasy. I gdańscy piłkarze musieli przełknąć gorzką pigułkę, Korona zasłużenie ograła Lechię 1:0 i pozostanie na szczycie tabeli co najmniej do następnej kolejki.

    ...

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  4. #24 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    240 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Cracovia lepsza ale przegrywa




    Cracovia w drugiej połowie zagrała nieco lepiej, ale walczyć tak naprawdę zaczęła dopiero po stracie bramki. Śląsk wykorzystał jedną szansę i wyjechał z Krakowa ze zwycięstwem. Bohaterem wrocławian został aktywny przez cały mecz Waldemar Sobota, który cierpliwie przóbował strzałów i doczekał się gola. Gospodarze wyrównać, ale w idealnej sytuacji z pięciu metrów wprost w bramkarza strzelił Koen van der Biezen i Cracovia pozostaje na dnie tabeli.

    Jeszcze kilka tygodni temu w Cracovii mieli nadzieję, że nie wrócą koszmary sprzed roku. Przed meczem ze Śląskiem modlili się jednak, by powtórzył się scenariusz z poprzedniego sezonu. Wtedy nie wygrali żadnego z sześciu pierwszych meczów, ale w siódmej kolejce odnieśli zwycięstwo. Pokonali Arkę Gdynia na otwarcie nowego stadionu. Jak się okazało zwycięstwo przyszło w ostatniej chwili, bo w efekcie Cracovia uratowała się przed spadkiem.

    W międzyczasie w klubie doszło do rewolucji na ogromną skalę. Krakowianie przeprowadzili 17 transferów, ale nie zrobili postępu. W wyniku zmian Orest Lenczyk, trener Śląska, który dwa sezonu temu pracował w Cracovii (utrzymał ją w ekstraklasie) nie może powiedzieć, że zna ten zespół. Z obecnego składu pamiętają go tylko Sławomir Szeliga i Aleksandru Suworow. Mołdawianin nie mógł zagrać, bo został zdyskwalifikowany przez Komisję Ligi na pół roku za popchnięcie sędziego w meczu z Zagłębiem w Lubinie.

    Zmiany, zmiany, zmiany...

    Działacze znów nie trafili z transferami. Przez długie tygodnie negocjowali wypożyczenie Tamira Kahlona z Maccabi Tel Awiw. Izraelczyk miał być mózgiem drużyny. Jeszcze zanim podpisał kontrakt został namaszczony następcą Mateusza Klicha (odszedł do VfL Wolfsburg), ale w debiucie zawiódł i ze Śląskiem był już rezerwowym.

    Cracovia przemeblowała także obronę. Jedną z ofiar rewolucji był Marek Wasiluk. W rundzie wiosennej ubiegłego sezonu został odesłany do rezerw, a rękę do niego wyciągnął Śląsk. Usiadł na ławce rezerwowych, a gdyby został w Cracovii być może zagrałby od pierwszej minuty. W zespole zapanowała plaga kontuzji, dlatego Szatałow musiał chwytać się brzytwy i w każdym z siedmiu meczów defensywa grała w innym ustawieniu. Po półrocznej przerwie spowodowanej kontuzją od razu do pierwszego składu wszedł Łukasz Nawotczyński.

    Krakowianie wymienili też napastników. Jednak ani sprowadzony z Korony Kielce Andrzej Niedzielan (wicekról strzelców ekstraklasy), ani Koen van der Biezen, który w ubiegłym sezonie w drugiej lidze holenderskiej strzelił 16 goli, jeszcze nie trafili do siatki. Lepszy interes zrobił Śląsk, który sprowadził Johana Vaskampa. Były zawodnik Sparty Rotterdam strzelił dla wrocławian już cztery bramki, ale był mniej widoczny niż zwykle.

    Brak kultury osobistej i profesjonalizmu

    - Zła karta na pewno się odwróci, nie wiadomo tylko kiedy... Co ja mówię, to musi być w niedzielę - twierdził przed spotkaniem Andrzej Niedzielan, napastnik Cracovii.

    Kibice są zniecierpliwieni. Piłkarzom dodawali otuchy, ale złość wylewają na zarząd. W niedzielę protestowali przeciwko Jakubowi Tabiszowi, wiceprezesa klubu. Zarzucają mu m.in. brak profesjonalizmu, logiki i kultury osobistej. W oświadczeniu nazwali go "głównym winowajcą bałaganu i fatalnej atmosfery w klubie". "Albo Tabisz, albo my"- zaśpiewali w 10. minucie, a po chwili zaniechali dopingu i opuścili trybunę za bramką.

    Cierpliwość Szatałowa już dawno była na wyczerpaniu. Tydzień temu trener na konferencji prasowej przyznał łamiącym się głosem, że jest bezsilny, i nie umiał powiedzieć, dlaczego jego zespół popełnia proste błędy od obrony po atak. Mecz ze Śląskiem mógł być jego ostatnim w Cracovii.

    Gwóźdź do trumny szkoleniowca Cracovii w 66. minucie wbił Waldemar Sobota. Jego pierwszy strzał odbił przed siebie Wojciech Kaczmarek, ale z drugim już sobie nie poradził. Wcześniej i później krakowianie mieli szanse, ale jak zwykle byli nieskuteczni. Do tego znakomicie dysponowany był Marian Kelemen. Bramkarz Śląska popisywał się paradami m.in. po szarżach Saidiego Ntibazonkizy i strzale z bliska van der Biezena.

    W ten sposób nie można nawet powiedzieć, że Cracovia zatoczyła koło. Rok temu miała na koncie trzy punkty. Teraz ma dwa. Wtedy Rafał Ulatowski zachował posadę, ale niedługo później stracił ją na rzecz Szatałowa. - Nie chcę zostawić drużyny na lodzi. Daję sobie dzień, może dwa, by wszystko przemyśleć. Muszę zadzwonić i umówić się na rozmowę z prezesem Januszem Filipiakiem, a przed kibicami jest mi po prostu wstyd - mówił trener Szatałow. - Nie chcę, by wyglądało to tak, że uciekam ze statku. Mam kilka pomysłów, co zrobić, ale nie chodzi tylko o mnie. W drużynie musi znaleźć się piłkarz, który pobudzi ją od środka. A takiego lidera w szatni nie ma.

    info: sport.pl
    Ostatnio edytowane przez El-Polako ; 19-09-11 o 21:54
    Odpowiedz z cytatem  
     

  5. #25 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    240 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Derby dla Polonii, Legia rozbita




    Na drugą połowę Polonia wyszła odmieniona i to ona zaczęła prowadzić grę. Legia nie przypominała już zespołu z pierwszej części meczu, kiedy dominowała w środku pola. Piłkarze Jacka Zielińskiego zasłużenie zdobyli dwie bramki i wygrali derby. Dobre zmiany dali aktywny w ofensywie Wszołek i strzelec jednej z bramek Cani.

    To nie był łatwy mecz szczególnie dla Polonii. Po drugiej porażce w tym sezonie tydzień temu z Jagiellonią w Białymstoku przez tydzień w drużynie Czarnych Koszul bardziej potrzebny był nerwosol niż odżywki. Właściciel klubu Józef Wojciechowski odbył męską rozmowę z trenerem Jackiem Zielińskim, pogroził palcem piłkarzom. Na Konwiktorskiej oznacza to jedno, jeśli coś nie wyjdzie w następnym meczu, ktoś zostanie odesłany do rezerw, może dojdzie do zmiany trenera, wstrzymane zostaną pensje. Scenariusz przerabiany od lat, odkąd prezesem klubu jest Wojciechowski.

    Legia nie grała pod takim ciśnieniem mimo dwóch kolejnych porażek: wstydliwej z Podbeskidziem Bielsko-Biała i do przewidzenia z PSV Eindhoven w Lidze Europejskiej. Na Łazienkowskiej jeśli coś nie idzie, takie rzeczy się ukrywa, nie wywiera publicznie presji na drużynę i trenera. To była ogromna przewaga legionistów przed meczem derbowym, ale po powrocie z Holandii byli zbyt przemęczeni, by ją wykorzystać.

    Na początku meczu Legia grała swobodnie, piłkarze poruszali się rześko, robili z rywalami, co chcieli, zwłaszcza że ci - szczególnie w kolejny raz inaczej zestawionej obronie - popełniali błąd za błędem. Skończyło się golem, na szczęście dla gospodarzy tylko jednym. Strzelił go Miroslav Radovic, który nie zagrał od pierwszej minuty z PSV (czyżby ważniejsze były derby?). Wczoraj od początku był tym zawodnikiem, z którym nie mogli sobie poradzić poloniści. Z łatwością znajdował miejsce między mało szczelną i nierozumiejącą się obroną "Czarnych Koszul", wyprzedzał rywali, górował nad nimi techniką. W 24. minucie wdarł się na pole karne, popatrzył, gdzie strzelić, i tam skierował piłkę. Obrońcy Polonii i bramkarz Sebastian Przyrowski bezradnie patrzyli po sobie.

    Od tej pory mecz się zmienił, z zawodników z Konwiktorskiej zeszła presja, zapomnieli o tym, co przez tydzień działo się wokół nich. Ruszyli do ataków, przejęli inicjatywę. Druzgocącą przewagę osiągnęli na początku drugiej połowy, zawzięcie dążyli do wyrównania. Udało się to Tomaszowi Jodłowcowi, który po trzech meczach wrócił z pomocy na środek obrony, ale w sytuacji z 60. minuty zachował się jak napastnik, strzelając obok Duszana Kuciaka z zimną krwią. Drugą bramkę zdobył Edgar Cani, Albańczyk wypożyczony z Palermo. Wykończył akcję, którą rozpoczął dalekim wykopem Sebastian Przyrowski i zmarnował Daniel Sikorski.

    Było to trzecie kolejne zwycięstwo Polonii w derbach na Konwiktorskiej, drugie odniesione nad zespołem Macieja Skorży (rok temu było 3:0) i to w znacznie gorszej sytuacji, bo bez najlepszego zawodnika Bruno Coutinho, nie wspominając o sprzedanych za granicę Adrianie Mierzejewskim, Euzebiuszu Smolarku i Arturze Sobiechu.

    Żadnym pocieszeniem dla Legii jest pierwszy od pięciu laty gol strzelony na stadionie rywala.

    Czy po takim wyniku odwróci się sytuacja w obu klubach? Czy to w zespole Macieja Skorży będzie gorąca, napięta atmosfera, a trener wcale nie musi być pewien stołka, na którym siedzi. Przegrał wczoraj trzeci z sześciu ligowych meczów tego sezonu, ale właściciele i szefowie Legii nie takie upokorzenia już znosili...

    info: sport.pl
    Ostatnio edytowane przez El-Polako ; 19-09-11 o 21:53
    Odpowiedz z cytatem  
     

  6. #26 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    240 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Biton znów niezawodny




    Kolejne dwie bramki Bitona dały mistrzom Polski drugą ligową wygraną z rzędu. Wiślacy jak mistrz grali tylko fragmentami, ale wskoczyli po tej kolejce na szóstą pozycję w tabeli.

    Mecz lepiej rozpoczęli goście. Już w drugiej minucie stuprocentowej okazji nie wykorzystał Wróbel. Mistrzowie Polski rozkręcali się bardzo powoli. Odpowiedni rytm złapali dopiero na dziesięć minut przed końcem. Dwie najlepsze okazje stworzył Dudu Biton. Najpierw jego uderzenie wolejem wspaniale obronił Sapela, a kilka minut później bramkarza gości wyręczył stojący na linii Miroslav Bożok.

    Druga połowa to już dominacja Wisły. Po raz kolejny bohaterem krakowskiego zespołu został David Biton. Przepiękna bramka Izraelczyka cztery minuty po wznowieniu gry dała gospodarzom większy luz. Po tej bramce mistrzowie Polski kontrolowali przebieg meczu i systematycznie stwarzali kolejne groźne okazje. Biton do siatki trafił jeszcze kwadrans później, ale w tej sytuacji pomógł mu Łukasz Sapela, który interweniował bardzo nieporadnie i przepuścił lekki strzał pod rękawicami.

    Do końca wiślakom przydarzały się jednak momenty drzemki. Goście nie potrafili ich wykorzystać. W całym meczu oddali tylko jeden celny strzał w światło bramki. To za mało, aby myśleć o wywiezieniu z Reymonta choćby punktu.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  7. #27 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    240 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    7.KOLEJKA PODSUMOWANIE



    TABELA



    NASTĘPNA 8.KOLEJKA

    Odpowiedz z cytatem  
     

  8. #28 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    240 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    DECYZJE KOMISJI LIGI Z 22.09.2011

    Ukarany zawodnik Vytautas Andriuskevicius (Lechia Gdańsk)


    - Zawodnik Lechii Gdańsk Vytautas Andriuskevicius,
    ukarany samoistną czerwoną kartką za atak w nogi przeciwnika w spotkaniu 7. kolejki
    T-Mobile Ekstraklasy pomiędzy Koroną Kielce a Lechią Gdańsk, został zdyskwalifikowany
    na 2 mecze T-Mobile Ekstraklasy.

    info: ekstraklasa.org
    Odpowiedz z cytatem  
     

  9. #29 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    240 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Podbeskidzie - Lechia 1:0. Goście kompletnie bezradni




    Podbeskidzie po raz pierwszy wygryało przed własną publicznością w T-Mobile Ekstraklasie. Po słabej pierwszej połowie, w drugiej gospodarze byli zdecydowanie lepszą drużyną od Lechii, która miała olbrzymie problemy z konstruowaniem akcji ofensywnych. Świetną zmianę dał Piotr Malinowski, który strzelił jedynego gola w tym meczu.

    Wyjątkowo ofensywnie ustawił trener Podbeskidzia Robert Kasperczyk swój zespół do meczu z Lechią Gdańsk. Na boisko wybiegło aż trzech nominalnych napastników: Sylwester Patejuk, Adam Cieśliński i Adrian Sikora. Bielszczanie mieli jedno zadanie - przełamać fatalną passę na własnym boisku i po raz pierwszy wygrać. W czterech meczach w Bielsku-Białej zdobyli zaledwie dwa punkty.

    W pierwszych 20 minutach gospodarze grali bardzo nerwowo. Żadna z chaotycznie prowadzanych akcji nawet minimalnym stopniu nie zagroziła Lechii Gdańsk. Za to w 5. minucie groźnie zrobiło się pod bramką Podbeskidzia. Do piłki doszedł Mateusz Machaj i silnie uderzył z 25 m. Piłka przeszła minimalnie nad poprzeczką.

    Bielszczanie zrewanżowali się dopiero w 23. minucie. Cieśliński otrzymał podanie, po którym stanął sam na sam z bramkarzem gości Sebastianem Małkowskim. Po jego strzale gdańszczanin instynktownie wybił piłkę na róg. Akcja dodała animuszu Podbeskidziu, które przyspieszyło grę. Zryw trwał jednak parę minut. Około 30. minuty Lechia uporządkowała szyki i bez większych problemów rozbijała daleko od swego pola karnego anemiczne zalążki ataków gospodarzy. Sama jednak w poważniejszy sposób też nie zagroziła Podbeskidziu.

    Przed przerwą gospodarze przeprowadzili groźną akcję. Sokołowski przerzucił piłkę z prawego na lewe skrzydło wprost do niepilnowanego Patejuka, który podciągnął kilka metrów i dośrodkował w pole karne do Cieślińskiego. Uderzenie nożycami było jednak niecelne.

    Początek drugiej połowy nie zmienił obrazu gry. Podbeskidzie starało się atakować, ale wszelkie próby przedarcia się na pole karne rywala kończyły się na dobrze dysponowanych defensorach Lechii. Widząc nieporadność bielszczan goście w 55. minucie przyspieszyli. W doskonałej pozycji znalazło się aż dwóch zawodników Lechii. Bramkarz Podbeskidzia Mateusz Bąk uprzedził jednak Ivansa Lukjanovsa, a odbita piłka trafiła pod nogi Josipa Tadica. Nieczyste uderzenie minimalnie minęło słupek praktycznie pustej bramki.

    W 59. minucie na boisku pojawił się ulubieniec bielskich kibiców Piotr Malinowski i gra gospodarzy wyraźnie się ożywiła. W 62. minucie główkował po dośrodkowaniu Krzysztofa Króla, ale chybił z kilku metrów. Dwie minuty później bramkę minimalnie minęła piłka po silnym woleju z 25 metrów Patejuka.

    71. minuta przyniosła bramkę dla Podbeskidzia. Liran Cohen posłał piłkę w bok pola karnego, gdzie zdołał do niej dojść Patejuk. Napastnik wycofał ją do będącego w środku pola karnego Malinowskiego, który nie miał problemu z pokonaniem Małkowskiego.

    Lechia po straconej bramce ruszyła do ataku, a Podbeskidzie kontrowało. W 82. minucie Cohen precyzyjnie podał do wychodzącego na czystą pozycję Malinowskiego ale jego strzał wychwycił bramkarz Lechii.

    Gdańszczanie do końca starali się zmienić niekorzystny wynik. W ostatniej minucie Mateusz Machaj dośrodkował z rogu, ale bezpańska piłka przeszła wzdłuż linii bramkowej i wyszła poza boisko. Podbeskidzie, choć sędzia doliczył aż pięć minut, zdołało się obronić i pierwsza wygrana w ekstraklasie na własnym boisku stała się faktem.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  10. #30 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    240 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Śląsk wygrał z Lechem i zajął fotel lidera




    Kolejorz przegrał ze Śląskiem Wrocław 1:3, Orest Lenczyk przechytrzył Jose Bakero. Obie drużyny bardzo chciały strzelać gole, ale dużo lepiej robili to rywale poznaniaków.

    - Zwycięstwa z Jagiellonią Białystok i Chrobrym Głogów odbudowały nasze morale po porażkach, jedziemy po trzy punkty - zapewniał obrońca Hubert Wołąkiewicz przed wyjazdem na mecz ze Śląskiem. We Wrocławiu dobre samopoczucie poznaniaków znów legło w gruzach. Pomimo przyzwoitej postawy Lecha, Śląsk wygrał zdecydowanie. Grał mądrzej i skuteczniej. Sprawdziły się słowa trenera Jose Bakero, który przed meczem stwierdził, że rywale nie muszą grać ładnie, by wygrywać. Hiszpan nie umiał jednak wiedzy teoretycznej przekuć na praktykę. I po ośmiu kolejkach ekstraklasy Kolejorz ma już na koncie trzy porażki.

    W pierwszym kwadransie meczów z Wisłą Kraków i Jagiellonią lechici grali świetnie, ale byli nieskuteczni. Śląsk nie pozwolił się stłamsić i już w 11. min prowadził 1:0. Wszystko zaczęło się od pierwszego w tym meczu faulu. Wrocławianie mieli rzut wolny, a chwilę potem rzut rożny. Po chaotycznych wybiciach lechitów piłka trafiła do Sebastiana Mili, ten wrzucił ją w pole karne, futbolówka odbiła się od Piotra Celebana i wpadła do bramki. Dość przypadkowo. Pewnie dlatego Krzysztof Kotorowski stał w bramce jak wryty, nawet nie drgnął.

    Bramkarz Lecha był też spóźniony przy drugim golu. Bramce zdobytej przez Łukasza Madeja powinni jednak przede wszystkim zapobiec Dimitrije Injac i Marcin Kamiński. Pomocnik Śląska i były gracz Kolejorza nie miał prawa strzelić tego gola! Madej strzelił wślizgiem, płasko, sprzed pola karnego. Injac nie zarekwirował piłki, która była 20 m od bramki. Kamiński źle wykonał wślizg i zmylił tym samym Kotorowskiego.

    Młody obrońca, który wygrał rywalizację o miejsce w jedenastce z Marciano Brumą, nie interweniował zbyt pewnie od pierwszego gwizdka sędziego. Błędy, gdy pozwalał piłce opadać na ziemię zamiast odbijać ją w powietrzu, trzeba nazwać juniorskimi. Trudno zresztą o jakiekolwiek pochwały pod adresem któregokolwiek z obrońców Lecha.

    Nikt nie może jednak powiedzieć, że Kotorowskiego winiłby najmniej za stratę trzeciego gola. Bramkarz Lecha interweniował za polem karnym i wybił piłkę tuż pod nogi Cristiana Diaza. Argentyńczyk z 35 m przymierzył precyzyjnie i futbolówka wleciała do pustej bramki. 3:0 dla Śląska w 74. min! - Jeden! Dwa! Trzy! Mało! - słychać było okrzyki radości na wrocławskim stadionie.

    Kolejorz odpowiedział tylko jednym golem, Artjoma Rudniewa, który wbił piłkę do siatki po tym, jak Marian Kelemen wypuścił piłkę z rąk. Ten 12. gol w sezonie jest jednak marnym pocieszeniem dla Łotysza. W pierwszej połowie po świetnym podaniu Semira Stilicia blondwłosy napastnik powinien zdobyć gola na 1:1, ale trafił w poprzeczkę. Potem, już w drugiej części gry, piłka znów odbiła się od tej części bramki po uderzeniu Rafała Murawskiego.

    Największy popłoch w obozie wrocławian siał jednak Aleksandar Tonew. Szybki jak wicher Bułgar znów imponował dryblingiem, nieźle też wrzucał, ale znów w jego akcjach brakowało pomysłu na ich zakończenie.

    Trener Jose Bakero mówił przed meczem, że jego zespół musi nauczyć się cierpieć, gdy rywal myśli tylko o obronie. Orest Lenczyk, szkoleniowiec Śląska, nie ustawił jednak - tak jak zapowiadał - w swojej bramce klubowego autobusu, atakował od początku. I to lechici muszą cierpieć z powodu trzeciej porażki w sezonie.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

Strona 3 z 22 PierwszyPierwszy 123456713 ... OstatniOstatni
Informacje o wątku
Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Tagi dla tego wątku

Zobacz tagi

Bookmarks
Bookmarks
Uprawnienia umieszczania postów
  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •