Aby zarejestrować się na forum musisz posiadać kod zaproszenia.

Wątek: Ekstraklasa

Strona 11 z 22 PierwszyPierwszy ... 78910111213141521 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 101 do 110 z 216
  1. #101 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Vladimir Boljević zaczarował jak Mario Basler




    Cracovia w ostatniej sekundzie wyrwała trzy punkty GKS-owi Bełchatów i zbliżyła się do bezpiecznej strefy. - To niesłychanie ważne zwycięstwo - cieszy się trener Dariusz Pasieka.

    Gdyby kibic mógł wybrać tylko jeden mecz Cracovii w sezonie, to nie powinien decydować się na spotkanie z wielkimi firmami czy drużynami z czołówki, ale na mecz z GKS-em. Rok temu krakowianie w końcówce strzelili trzy bramki i zwyciężyli 3:2, a wczoraj zapewnili sobie zwycięstwo ostatnim kopnięciem. - Ucałowałem piłkę, bo to taki mój rytuał. Futbolówka była na prawą nogę, a to moja lepsza strona, więc chłopaki pozwolili mi uderzyć - opowiadał Władimir Boljević, który zdobył zwycięskiego gola uderzeniem z rzutu wolnego.

    Po tym trafieniu Czarnogórzec ściągnął koszulkę i pobiegł w stronę trybun. Dostał za to drugą żółtą kartkę, a czwartą w sezonie, i nie zagra w Kielcach z Koroną. - W takich sytuacjach nie myśli się, ile kartek jest na koncie - przyznał Boljević.

    Dariusz Pasieka, trener Cracovii: - Władimir zaczarował tę piłkę, jak niegdyś robił to Mario Basler [były piłkarz m.in. Bayernu Monachium - przyp. red.]. Chłopakom gratuluję decyzji, że zostawili mu wykonanie tego rzutu wolnego. Czy zostanie ukarany za czwartą żółtą kartkę? Decyzję pozostawiam radzie drużyny.

    Boljević może spać spokojnie. W szatni panował szampański nastrój, a największe powody do radości miał Mateusz Żytko. Wczoraj obchodził 29. urodziny, a z GKS-em wyszedł pierwszy raz w podstawowym składzie od meczu z Lechem Poznań dwa miesiące temu. Wtedy spisał się fatalnie i po meczu długo siedział w szatni. - Leżałem na podłodze, myślałem i wyszedłem niemal na klęczkach. Nie wiem, jak się podniosę. Może dźwig sobie kupię - mówił obrońca.

    Później zaliczył kilka meczów Młodej Ekstraklasie, a na seniorskie boiska wrócił dopiero tydzień temu na spotkanie z Ruchem Chorzów, ale zagrał tylko 10 minut. Wczoraj wystąpił od początku (kontuzjowany jest Krzysztof Nykiel) i już w piątej minucie trafił do siatki. - Zagrał bardzo dobrze i do tego sprawił sobie urodzinowy prezent. To było fantastyczne rozpoczęcie spotkania - przyznał Pasieka.

    Cracovia w pierwszej połowie mogła strzelić więcej goli (m.in. Aleksiej Visnakovs trafił w słupek), ale po przerwie blisko wygranej był też GKS (w słupek trafił Dawid Nowak). Bełchatowianie gola zdobyli po samobójczym trafieniu Milosza Kosanovicia, który próbował przeciąć dośrodkowanie Kamila Kosowskiego.

    - To był nieszczęśliwy zbieg okoliczności, ale udało nam się zwyciężyć. Ta wygrana jest dla nas niesamowicie ważna, bo nawet remis niewiele dawał. Teraz, gdy patrzymy na tabelę, jest nam trochę lżej - podkreślał Pasieka.

    Wygraną z GKS-em krakowianie pożegnali się ze swoimi kibicami na trzy miesiące, bo na stadion przy ul. Kałuży wrócą dopiero w drugiej połowie lutego na mecz z Lechią Gdańsk. Rundę jesienną skończyli na ostatnim miejscu z 12 punktami (rok temu na tym samym etapie mieli osiem). Do Zagłębia Lubin tracą punkt, a do Lechii dwa, ale gdańszczanie dopiero dziś grają z Ruchem Chorzów.

    W tym roku stratę będzie jednak trudno odrobić, bo krakowian czekają wyjazdowe mecze z Koroną Kielce i Legią Warszawa. - Gdyby udało się przywieźć remisy, to byłoby super. Musimy zrobić wszystko, by tych spotkań nie przegrać. Będziemy walczyli do końca i na pewno damy radę - zapewnia Kosanović.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  2. #102 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Lech Poznań - Widzew Łódź 0:1




    Kiedy wydawało się, że kolejny mecz Lecha Poznań bez goli będzie dnem, trzy punkty ze stadionu przy Bułgarskiej wywiózł Widzew Łódź.

    W wyjściowym składzie Lecha znalazło się trzech nieobecnych w pierwszej jedenastce piłkarzy w niedawnym pojedynku z Podbeskidziem Bielsko-Biała: Artjom Rudniew, Semir Stilić i Aleksandar Tonew. Ten ostatni oddał pierwszy strzał na bramkę Widzewa - w 6. minucie po indywidualnej akcji Bułgar uderzał z 20 metrów, ale wysoko nad poprzeczką.

    Dopiero w 20. minucie obejrzeliśmy pierwszy celny strzał w meczu. Widzew wyrwał się na chwilę z oblężenia i miał rzut wolny z ponad 25 metrów od bramki. Dudu kopnął lewą nogą nad murem, ale zbyt lekko, by zaskoczyć Jasmina Buricia.

    W odpowiedzi przed znakomitą szansą stanął Marcin Kamiński. Po rzucie rożnym stoper Lecha uderzał głową z czterech metrów, ale trafił piłką w środek bramki, wprost w wyciągnięte ręce Macieja Mielcarza. To mógł być gol na 1:0.

    W 26. minucie kibice Widzewa mogli żałować, że lepiej w polu karnym nie zachował się Piotr Grzelczak, który nie dał się złapać w pułapkę ofsajdową, zagrał sobie piłkę głową, ale już strzał w stronę bramki oddał bardzo niemrawy. Jasmin Burić bez problemu złapał piłkę.

    W 42. minucie łodzianie mieli rzut rożny i po dobrym dośrodkowaniu Dudu Jarosław Bieniuk strzelał głową z siedmiu metrów, ale posłał piłkę tuż nad poprzeczką. Natomiast już w doliczonym czasie gry niezłą okazję miał Lech. Goście zgubili piłkę w środku boiska, pomknął z nią Aleksandar Tonew i dobrze dośrodkował w pole karne - tam Semir Stilić nieznacznie pomylił się po uderzeniu piłki głową.

    W przerwie trenerzy zmienili po jednym zawodniku. W Lechu za Huberta Wołąkiewicza wszedł Marciano Bruma, w Widzewie zaś Princewill Okachi zastąpił Krzysztofa Ostrowskiego. I to właśnie Nigeryjczyk oddał strzał w 48. minucie, który nieoczekiwanie sprawił kłopoty Jasminowi Buriciowi. Bramkarz Lecha złapał piłkę, która wcześniej... przetoczyła się po nim.

    O wiele bliżej zdobycia gola był chwilę później Aleksandar Tonew, który uderzył w tzw. krótki róg bramki, ale minimalnie niecelnie - piłka przeleciała bowiem tuż obok spojenia słupka z poprzeczką.

    W 57. minucie ślamazarnego i chaotycznego Lecha zaskoczył Bruno Pinheiro. Nieatakowany przez nikogo pomocnik Widzewa zdecydował się na strzał z dystansu. Uderzenie było bardzo precyzyjne, bo wyciągnięty jak struna Jasmin Burić nie był w stanie dosięgnąć piłki. Ta otarła się od słupka i wylądowała w siatce. Lech - Widzew 0:1.

    To było za wiele dla kibiców Lecha, którzy głośno zaczęli domagać się zwolnienia trenera Jose Bakero. Potem były jeszcze gwizdy pod adresem niemrawych piłkarzy oraz ironiczne brawa, jak choćby w 67. minucie po nieudanym strzale z dystansu w wykonaniu Rafała Murawskiego.

    W 74. minucie Maciej Mielcarz miał wreszcie jakieś poważniejsze zajęcie. Bramkarz Widzewa interweniował po groźnym strzale Aleksandara Tonewa z ponad 25 metrów. Trzy minuty później niewiele brakowało, by Widzew prowadził 2:0. Po kontrataku Adrian Budka zagrał piłkę przed bramkę, a tam Marciano Bruma omal nie wpakował futbolówki do własnej bramki. Nieszczęście obrońcy Lecha było odległe o zaledwie kilkanaście centymetrów...

    ”Guantanamera, czas już wyj... Bakera” oraz rytmiczne ”Adios”- zabrzmiało z trybun już na dobre pod koniec meczu.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  3. #103 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Piotr Stawarczyk z odsieczą napastnikom Lechii Gdańsk




    "Z niewielką pomocą przyjaciół" - śpiewał przed laty w znanym hicie Joe Cocker. Lechii Gdańsk w poniedziałkowym meczu z Ruchem Chorzów z pomocą przyszedł Piotr Stawarczyk, który strzelił zwycięską bramkę dla biało-zielonych

    Stawarczykowi lechiści winni są dobrą kolację w drogiej restauracji, bo gdyby nie jego samobójcze trafienie z 12. minuty spotkania kibice na niezbyt szczelnie wypełnionej PGE Arenie nie doczekaliby się na bramkę strzeloną przez swoich pupili. Równie hojnie biało-zieloni powinni wynagrodzić Wojciecha Pawłowskiego i Abdou Razacka Traore - dwóch zdecydowanie najlepszych piłkarzy w zespole Rafała Ulatowskiego.

    Młody bramkarz Lechii trzykrotnie ratował skórę swoim kolegom, obronną ręką wychodząc z pojedynków sam na sam z Pawłem Abbottem, Arkadiuszem Piechem i Maciejem Jankowskim. Traore, o którego występ w poniedziałkowym spotkaniu sztab medyczny Lechii walczył niemal do ostatniego momentu, był z kolei najjaśniejszą postacią jeśli chodzi o ofensywę biało-zielonych. Choć długimi fragmentami spotkania był niewidoczny i błąkał się po boisku szukając swojego miejsca w linii pomocy, to jednak jego błysk geniuszu, którym gdańską publiczność urzekał jeszcze w zeszłym sezonie, dał gdańszczanom wyczekiwaną od ponad miesiąca bramkę (ostatniego gola piłkarze Lechii strzelili w meczu z Zagłębiem Lubin 16 października). W 12. minucie spotkania reprezentant Burkina Faso w polu karnym w dziecinny sposób ograł Łukasza Burligę i płasko wstrzelił piłkę w pole bramkowe Ruchu. Tor lotu piłki przeciął próbujący interweniować Stawarczyk, jednak uczynił to tak niefortunnie, że skierował futbolówkę wprost do własnej bramki, myląc kompletnie zaskoczonego Michala Peskovicia.

    Po zdobyciu bramki aktywność gdańszczan pod polem karnym Ruchu zmalała niemal do minimum, nie licząc prób strzałów Piotra Wiśniewskiego i efektownych, choć mało efektywnych rajdów Tomasza Dawidowskiego. Goście z kolei co i rusz gościli pod bramką Lechii imponując kulturą gry, swobodą w wymianie podań i zmysłem taktycznym. Z dobrej strony gdańskim kibicom przypomniał się Marek Zieńczuk, jednak ani on, ani jego koledzy z zespołu nie mogli znaleźć recepty na szczelną, choć momentami grającą zbyt chaotycznie obronę biało-zielonych.

    W drugich 45 minutach obraz gry nie uległ zmianie. Atakujący coraz większą liczbą zawodników chorzowianie nie mieli pomysłu, jak skutecznie zagrozić bramce Pawłowskiego, zaś gdańscy napastnicy po raz kolejny potwierdzili, że strzelanie goli to dla nich prawdziwa "misja niemożliwa". Dobitnym tego przykładem była sytuacja z 71. minuty spotkania. Będący sam na sam z bramkarzem Wiśniewski strzelił wprost w Peskovicia, a próbujący dobijać piłkę Josip Tadić został zablokowany przez Stawarczyka.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  4. #104 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    15.KOLEJKA PODSUMOWANIE



    TABELA



    NASTĘPNA 16.KOLEJKA

    Odpowiedz z cytatem  
     

  5. #105 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    DECYZJE KOMISJI LIGI Z 1.12.2011

    Ukarano klub Lechia Gdańsk i zawodnika Roka Elsnera (Śląsk Wrocław)


    - Na klub Lechia Gdańsk nałożono karę w wysokości dziesięciu
    tysięcy złotych w związku z użyciem środków pirotechnicznych oraz ze
    wznoszeniem okrzyków antysemickich przez kibiców tego klubu
    podczas meczu 15. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
    Lechia Gdańsk – Ruch Chorzów.

    - Po zapoznaniu się przez Komisję Ligi z zapisem wideo oraz z opinią
    Kolegium Sędziów PZPN, zawodnik Śląska Wrocław Rok Elsner, który
    w meczu 14. kolejki T-Mobile Ekstraklasy Jagiellonia Białystok - Śląsk
    Wroclaw uderzył łokciem zawodnika drużyny przeciwnej, co nie
    zostało zauważone przez sędziego głównego, został
    zdyskwalifikowany na dwa mecze T-Mobile Ekstraklasy.

    info: ekstraklasa.org
    Odpowiedz z cytatem  
     

  6. #106 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    PGE GKS Bełchatów stracił dwa punkty. Gdyby Dawid Nowak strzelił...




    Piłkarze PGE GKS mogli i powinni wygrać z Ruchem Chorzów. Gdyby tylko Nowak wykorzystał rzut karny

    W Bełchatowie od dawna mają ogromne problemy z frekwencją na meczach PGE GKS-u. Pracownicy klubu robią więc co mogą, organizują promocje i specjalne akcje mające zachęcić fanów drużyny do przychodzenia na stadion. Na mecz z Ruchem, pod pewnymi warunkami, można było nawet przyjść za... darmo. Po raz kolejny sprawdziło się jednak powiedzenie - biednemu wiatr w oczy. Spotkanie z drużyną z Chorzowa rozpoczęło się o godz. 18. O tej samej porze w Kijowie zaczęła się ceremonia losowania grup Mistrzostw Europy 2012. Można być pewnym, że wielu kibiców uznało transmisję z gali ciekawszą od meczu bełchatowian.

    W ostatniej kolejce piłkarze PGE GKS-u na własne życzenie stracili punkt w meczu z Cracovią. Gola, który dał krakowian wygraną, stracili w doliczonym czasie gry. Ta porażka zapewne popsuła nastroje w drużynie, bo wcześniej nie przegrała trzech kolejnych meczów - wygrała z Zagłębiem Lubin i ŁKS-em i zremisowała na wyjeździe z Koroną Kielce. Teraz bełchatowianie zamierzali wrócić na dobre tory.

    Już w 13. min plan ten zaczęli realizować. Z prawej strony boiska w pole karne dośrodkował Kamil Kosowski, a Tomasz Wróbel wybiegł zza pleców Łukasz Burligi i strzałem głową pokonał bramkarza Ruchu. Dla Wróbla to drugi gol w sezonie, dla Kosowskiego już siódma asysta. O tym, jak ważne dla PGE GKS-u są dośrodkowania byłego reprezentanta Polski mogliśmy przekonać się niedługo potem. W 33. min Kosowski znów zagrał w pole karne - tym razem z lewej strony - a próbującego dojść do piłki Szymona Sawalę nieprzepisowo zatrzymał Marek Szyndrowski. Sędzia Marcin Szrek nie miał wątpliwości i podyktował rzut karny. Przed Michalem Peskoviciem stanął Dawid Nowak. Napastnik z Bełchatowa na gola czeka od sierpnia, od meczu z Polonią Warszawa. I musi czekać dalej, bo strzelił z jedenastu metrów fatalnie, słabo, po ziemi i - co najgorsze - czytelnie dla bramkarza Ruchu. Pesković obronił.

    Nowak zaczął zapewne żałować straconej szansy w 59. min, kiedy goście wyrównali. Gola, po błędzie Modelskiego, zdobył ładnym strzałem Maciej Jankowski.

    Nadzieje dla bełchatowian na wygraną wróciły jednak szybko. W 62. min z boiska wyleciał bowiem Gabor Straka. Gospodarze osiągnęli przewagę, ale nie potrafili strzelić drugiej bramki. Dwa razy próbował wprowadzony na boisko Paweł Buzała, a także Kosowski.

    Z remisu zdecydowanie bardziej cieszyli się po ostatnim gwizdku chorzowianie.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  7. #107 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Twierdza PGE Arena padła




    Wystarczył kwadrans pierwszej połowy, by Polonia Warszawa pozbawiła marzeń piłkarzy Lechii Gdańsk o odniesieniu drugiego z rzędu zwycięstwa na PGE Arenie. Katem gdańszczan okazał się Edgar Cani, który trzykrotnie pokonał bramkarza gdańszczan Wojciecha Pawłowskiego.

    W porównaniu z poniedziałkowym meczem z Ruchem Chorzów trener Lechii Rafał Ulatowski zdecydował się od początku spotkania postawić na Josipa Tadicia, który wraz z Abdou Razackiem Traore mieli być lekarstwem na kulejącą od dawna formację ataku Lechii. Jak się później okazało, decyzja szkoleniowca Lechii była słuszna, bowiem to po akcji tych dwóch zawodników biało-zieloni strzelili swoją honorową bramkę.

    Wcześniej jednak do siatki Lechii dwukrotnie trafił Cani. Swojego pierwszego gola Albańczyk zdobył już w 9. minucie strzałem głową wykorzystując precyzyjne dośrodkowanie Tomasza Jodłowca. Po 5 minutach "Czarne Koszule" prowadziły już 2:0. Znów w głównej roli był Cani, który tym razem płaskim strzałem po ziemi na bramkę zamienił dośrodkowanie Pawela Sultesa. Po przyjęciu dwóch mocnych ciosów, gdańszczanie potrzebowali kwadransa, by móc stworzyć jakiekolwiek zagrożenie pod bramką Michała Gliwy. Mądrze broniąca się Polonia w zarodku dławiła wszystkie próby ataków biało-zielonych, ale w 37. minucie przydarzył jej się błąd. Zagranie z głębi pola Piotra Wiśniewskiego przejął Tadić, który urwał się Dorde Cotrze i dograł piłkę do wbiegającego w pole bramkowe Polonii Traore. Reprezentantowi Burkina Faso nie pozostało nic innego jak z najbliższej odległości wepchnąć piłkę do siatki i dać tym samym iskierkę nadziei na korzystny rezultat dla Lechii. Te nadzieje szybko rozwiał jednak nieomylny w piątkowy wieczór Cotra. Napastnik Polonii skompletował hat-tricka w 43. minucie wykorzystując kapitalną akcję Sultesa i Roberta Jeża, którzy bardzo łatwo ograli w polu karnym gdańskich obrońców.

    W drugiej połowie spotkania trener Ulatowski wzmocnił ofensywę Lechii, posyłając w bój powracającego po kontuzji Ivansa Lukjanovsa. Wejście Łotysza nie miało jednak wpływu na poprawę gry Lechii. Choć gdańszczanom nie można było odmówić ambicji, to samo zaangażowanie nie wystarczyło na zagrożenie bardzo konsekwentnie grającym gościom. Atakujący biało-zieloni niemal w każdej akcji napotykali na zasieki złożone z 10 piłkarzy "Czarnych Koszul". Jedynym zawodnikiem, który był w stanie wykreować sobie sytuację dogodną do zdobycia bramki był Traore. W 64. minucie ubiegł on stoperów Polonii, ale jego strzał po dośrodkowaniu Lukjanovsa był zbyt lekki, by zaskoczyć golkipera Polonii. Warszawianie z kolei na ataki lechistów odpowiadali groźnymi kontrami. Najbliżej pokonania Pawłowskiego w drugiej połowie był Bruno. Brazylijczyk umiejętnie przelobował piłkę nad interweniującym bramkarzem Lechii, ale zmierzającą do siatki piłkę w ostatniej chwili głową wybił Andriuskevicius. Gracze "Czarnych Koszul" jeszcze jedną groźną sytuacje stworzyli sobie w 77 minucie, ale mocne uderzenie Sultesa instynktownie obronił Pawłowski. W doliczonym czasie gry gdańszczanie musieli radzić sobie w dziesiątkę, bowiem za uderzenie łokciem rywala czerwoną kartkę obejrzał Tomasz Dawidowski.

    Wygrana Polonii jest ich drugim wyjazdowym zwycięstwem w tym sezonie. 31 października warszawianie wygrali w Chorzowie z Ruchem 1:0. Dla Lechii piątkowa porażka to z kolei pierwsza przegrana na PGE Arenie.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  8. #108 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Cracovia zremisowała z Koroną




    W Kielcach nie padł żaden gol, a piłkarze robili wszystko, by uśpić kibiców.

    Nic nie zapowiadało meczu pełnego szybkich podań i kombinacyjnej gry. Korona i Cracovia co prawda przewodzą klasyfikacji, ale najostrzej grających zespołów w lidze.

    Dlatego nie brakowało przepychanek i niepotrzebnych fauli. Przepisy złamali też kibice Korony, który rozwinęli transparent z napisem "My tu tylko grillujemy" i odpalili race, a dym przez kilka minut utrudniał widoczność.

    Ale kibice straciliby niewiele, gdyby w ogóle nie zobaczyli tego spotkania. - By osiągnąć dobry wynik, musimy przeciwstawić rywalowi agresywną grę - podkreślał Andrzej Niedzielan, napastnik krakowian, a w ubiegłym sezonie Korony.

    Wyglądało na to, że 32-letni napastnik próbował wykorzystać stare znajomości, bo np. wymienił kilka zdań z Tomaszem Lisowskim, który przygotowywał się do wykonywania rzutu wolnego z 20 metrów. Krótka rozmowa pomogła, bo kapitan Korony uderzył nad bramką.

    Strzałów celnych w pierwszej połowie nie było w ogóle. Dopiero tuż po przerwie Maciej Korzym stanął oko w oko z Wojciechem Kaczmarkiem, ale bramkarz krakowian zachował zimną krew.

    W Cracovii stereotyp nieatrakcyjnie grającego zespołu próbowali przełamać Aleksandru Suuworow i Aleksiejs Visznakovs. Potrafili wymienić kilka podań, ale piłka po ich strzałach najczęściej leciała w kierunku trybun lub w środek bramki.

    W końcówce piłkę meczową miał Tadas Kijanskas, ale z kilku metrów uderzył niecelnie głową.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  9. #109 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Rasiak nie pomógł




    agiellonia po fatalnym meczu przegrała na własnym boisku z Podbeskidziem i w Białymstoku chyba nikt nie łudzi się już, że w tym sezonie zespół będzie walczył o coś więcej niż utrzymanie. W sobotę nie pomógł białostoczanom Grzegorz Rasiak, który w końcu mógł zadebiutować w barwach swojego nowego zespołu.

    W tygodniu do Białegotsoku dotarł wreszcie certyfikat byłego reprezentanta Polski i już nic nie stało na przeszkodzie, aby Rasiak wystąpił w tej kolejce. Od początku meczu zarówno on jak i koledzy stanowili tylko tło dla dobrze grającego taktycznie Podbeksidzia. Beniaminek od pierwszych minut przeważał, stwarzał więcej sytuacji i już na przerwę schodził z jednobramkowym prowadzeniem, po tym jak Ptaka ładnym uderzeniem z dystansu pokonał Ziajka.

    W drugiej połowie w ekpie gospodarzy doszło do trzech zmian. Michniewicz wprowadził między innymi Tomasza Frankowskiego i zdecydował się na grę dwoma napastnikami. Rasiak z Frankowskim zdobyli jak do tej pory w Ekstraklasie razem aż 200 bramek, ale ich wspólne konto po sobotnim meczu się nie powiększyło. Okazję na gola miał tylko Rasiak, ale po dobrym podaniu od Burkhardta były reprezentant Polski zaliczył wstydliwe pudło.

    W drugiej części to goście nadal stwarzali groźniejsze okazje. Przewagę udokumentowali drugim golem. Po błędzie obrony Jagiellonii Ptaka pokonał na raty Mariusz Sacha.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  10. #110 Odp: Ekstraklasa 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39


    Lech Poznań rozgromił ŁKS




    Piłkarze ŁKS doznali kolejnej kompromitującej porażki w obecnych rozgrywkach. Tym razem łodzianie stracili cztery bramki w wyjazdowym meczu z Lechem Poznań

    Obecny sezon piłkarze ŁKS zainaugurował najgorzej jak tylko mógł. W Bełchatowie drużyna prowadzona przez ówczesnego trenera Andrzeja Pyrdoła przegrała z Lechem aż 0:5. Mimo ostatnich wielkich kłopotów drużyny z al. Unii, to chyba jednak mało kto się spodziewał, że wynik z lipcowego spotkania może być niemal powtórzony w pierwszej połowie sobotniego pojedynku.

    Przed meczem Lech przeżywał bowiem ogromny kryzys. Od pięciu meczów zespół Jose Mari Bakero nie potrafił odnieść zwycięstwa a nawet strzelić gola. Fatalna i przede wszystkim mało widowiskowa gra sprawiła, że piękny stadion w Poznaniu, na którym swoje mecze w mistrzostwach Europy będą rozgrywać reprezentacje Irlandii, Włoch i Chorwacji, znowu świecił pustkami.

    Fatalną passę gospodarzy, przerwał Siergiej Kriviec. W 13. min Artjom Rudniew zagrał piłkę wzdłuż pola karnego, która przyjął Białorusin i przepięknym uderzeniem z półobrotu nie dał najmniejszych szans Pavle Velimiroviciowi. Przy tej sytuacji błąd popełnili wszyscy obrońcy ŁKS, a w szczególności Radosław Pruchnik, który się poślizgnął i tylko przyglądał się jak Kriviec strzela gola.

    Po stracie gola ełkaesiacy starali się jak najszybciej doprowadzić do remisu. Na strzał z dystansu zdecydował się Sebastian Szałachowski, ale po jego strzale piłka minęła słupek. Wcześniej niezłą okazję miał Marcin Mięciel, który ominął Jasmina Buricia, ale jego strzał z linii bramkowej wybili poznaniacy.

    Po niezłym fragmencie gry w wykonaniu drużyny Ryszarda Tarasiewicza, łodzianie zaczęli jednak grać katastrofalnie. W 31. min Rafał Murawski zagrał prostopadle do Aleksandra Toneva, który w sytuacji sam na sam nie miał problemów ze zdobyciem gola.

    Dwie minuty później było już 3:0. Tym razem wielką nieodpowiedzialnością, a raczej głupotą wykazał się Cezary Stefańczyk, który w polu karnym głową podał do Artjomsa Rudniewa. Łotysz świetnie zgrał sobie piłkę i strzałem w krótki róg podwyższył wynik meczu.

    Tuż przed końcem pierwszej połowy znowu oglądaliśmy popis nieudolności obrońców i bramkarza ŁKS. Velimirović niepotrzebnie wyszedł z bramki, zderzył się z Dariuszem Kłusem i Pruchnikiem, a piłka trafiła do Mateusza Możdżenia, który strzelił czwartego gola. Losy meczu były już przesądzone a jedyną niewiadomą były rozmiary kolejnego pogromu ŁKS w tym sezonie.

    W drugiej części gry zespół prowadzony przez Tarasiewicza prezentowała się nieco lepiej. Łodzianie nie ograniczyli się tylko do obrony bramki przed kolejnymi trafieniami Lecha, tylko podjęli walkę i próbowali strzelić honorową bramkę. Na pochwałę zasłużył przede wszystkim Mięciel, który w przeciwieństwie do poprzednich spotkań w końcu nie unikał walki i starał się walczyć prawie o każdą piłkę. Brakowało mu jednak odpowiedniego wsparcia i w efekcie z ambitnej gry napastnika ŁKS nic nie wynikało.

    Piłkarze ŁKS przegrali dziewiąty mecz w tym sezonie. Jakby tego było mało doznali czwartej porażki, w której stracili więcej niż trzy gole. W następnym spotkaniu zmierzą się u siebie ze Śląskiem Wrocław, z którym w drugiej kolejce ulegli 0:4.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

Informacje o wątku
Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Tagi dla tego wątku

Zobacz tagi

Bookmarks
Bookmarks
Uprawnienia umieszczania postów
  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •