Widzew remisuje z Koroną Kielce po fatalnym meczu
Po stojącym na bardzo słabym poziomie meczu Widzew bezbramkowo zremisował z Koroną. To drugi z rzędu bezbramkowy remis łódzkiej drużyny. W sześciu ostatnich meczach Widzew zdobył ledwie dwa gole
Na pierwsze emocje i bramkowe okazje kibice czekali do 8. min. Właśnie wtedy Adrian Budka bardzo mocno uderzył zza pola karnego, ale piłkę nad bramkę przeniósł Zbigniew Małkowski. Po rzucie rożnym szansę na gola miał jeszcze Piotr Grzelczak, ale on z kolei strzelił za słabo. Goście odpowiedzieli niemal natychmiast. Po błędzie Bruno Pinheiro sam przed Maciejem Mielcarzem był Maciej Korzym. Napastnik Korony huknął z powietrza jak z armaty i piłka trafiła w słupek. Po chwili przed szansą stanął jeszcze Jacek Kiełb, ale on z kolei strzelił wysoko nad bramką.
Niedługo potem w polu karnym Widzewa upadł Grzegorz Lech, ale sędzia Sebastian Jarzębak uznał, że biegnący obok piłkarza Korony Piotr Mroziński nie faulował. Arbiter mógł się jednak pomylić... Do takiej sytuacji pod bramką gospodarzy doszło m.in. dlatego, że kielczanie na długie minuty zepchnęli widzewiaków do obrony. Gospodarze nie potrafili wyprowadzić akcji, rzadko przechodzili przez połowę boiska, a jeśli im się to udawało, to za chwilę tracili piłkę. Właściwie nie istniała druga linia Widzewa, bo ustawieni w środku Piotr Mroziński i Bruno Pinheiro (Mindaugas Panka pauzował za kartki) nie potrafili przytrzymać piłki, snuli się w kole. To samo dotyczy zresztą ustawionego przed nimi Niki Dzalamidze i właściwie wszystkich piłkarzy w czerwonych strojach. Wystarczy wspomnieć, że dopiero w 30 min bramkarz dotknął piłki kopniętej przez któregoś z widzewiaków.
Drużyna trenera Radosława Mroczkowskiego grała bez ładu i składu, taktyki nie było w tym żadnej. A gdy do tego dodać, że widzewiacy właściwie przechadzali się po boisku i zwykle podawali niecelnie, to mieliśmy obraz... nędzy i rozpaczy. Nie dało się na to patrzeć. Trybuny ożywiły się dopiero wtedy, gdy Piotr Grzelczak chciał chyba spróbować strzału przewrotką i o mały włos nie kopnął się w czoło... Na szczęście pierwsza połowa w końcu się skończyła. Niestety po kwadransie piłkarze Widzewa i Korony wrócili na boisko.
Zaczęło się bardzo podobnie, jak w pierwszej połowie. Na bramkę rywali jako pierwszy znów strzelał Budka i znów Małkowski odbił piłkę na róg. Tym razem kielczanie pozostawili jednak okazję widzewiaków bez odpowiedzi.
Na kolejną okazję kibice musieli czekać aż do 70. min, kiedy wprowadzony kilka minut wcześniej na boisko Przemysław Oziębała uderzył głową na bramkę Korony, ale zrobił to za słabo i Małkowski bez większych problemów złapał piłkę. Tym razem goście odpowiedzieli, bo mocno na bramkę Macieja Mielcarza strzelał Tomasz Lisowski. Bramkarz Widzewa odbił jednak piłkę. To był pierwszy celny strzał Korony w tym meczu.
Na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego piłkę meczową mieli gospodarze. Sam przed bramkarzem gości był Piotr Grzelczak, ale Małkowski obronił jego strzał i uratował swojej drużynie punkt. Kielczanie zakończyli mecz z przytupem. Najpierw z boiska wyleciał Krzysztof Kiercz za brutalny faul na Ben Radhii, a tuż przed końcem jego los powinien podzielić Hernani, który ściął Grzelczaka. Sędzia pokazał jednak obrońcy Korony tylko żółtą kartkę.
info: sport.pl