Krzyk 4 (2011)
Scream 4
"Krzyk 4" to kolejna część serii dla niektórych kultowej. Jeśli ktoś spodziewa się jakiejś innowacji, czegoś zaskakującego, czy choćby nagłego zwrotu akcji, srogo się zawiedzie. Natomiast jeśli ktoś lubi tę serię i nie spodziewa się czegoś innego, na pewno będzie zadowolony. Serie tego typu filmów mają to do siebie, że ich moc przerażania słabnie z każdą kolejną częścią ("Piła", "Halloween", "Teksańska masakra piłą mechaniczną"). To dotyczy również tego filmu, przy czym Wes Craven poszedł tym razem w trochę niezrozumiałym kierunku. Do tej pory mogliśmy oglądać trzy jego "Krzyki", a każdy z nich mimo powielania tych samych schematów trzymał mimo wszystko całkiem niezły poziom. O tym filmie absolutnie nie można powiedzieć dwóch rzeczy: że trzyma niezły poziom i że jest horrorem - no chyba, że będziemy patrzeć na niego jedynie pod kątem ilości wylanej krwi
Poza tym w żadnym stopniu horroru on nie przypomina, może raczej thriller i to komediowy. O ile wszystkie poprzednie części były swoistym pastiszem klasycznych horrorów z latach 70. i 80., o tyle "Krzyk 4" jest już pastiszem pastiszu i to zupełnie nieudanym. Wes Craven ewidentnie bawi się widzem i wytyka stereotypowość horrorów, wytykając ich błędy. Wszyscy aktorzy sprawiają wrażenie, jakby zdawali sobie sprawę z tego, że uczestniczą w jednej wielkiej zgrywie - wprost mówią o regułach, jakimi rządzi się ten gatunek filmu, a także popełnianych przez aktorów błędach sprawiających, że stają się oni kolejnymi ofiarami mordercy, jednak sami popełniają te same śmiertelne w skutkach błędy. Jednak co za dużo, to niezdrowo - co najmniej kilkukrotnie fabuła przekracza przez to granice dobrego smaku, co sprawia, iż całość jest bardzo niestrawna dla miłośników horrorów. Horror ma przerażać, lub przynajmniej budzić strach, a przy tym trzymać w napięciu, a nie rozśmieszać widza. Tutaj chwilami można mieć wrażenie, że ogląda się kolejną część "Scary Movie", a nie "Krzyk 4". Pierwsza część "Krzyku" była bardzo dobra, trzymająca w napięciu, inteligentna, wnosząca coś nowego do tematyki gatunku. Niestety każda kolejna część była gorsza od poprzedniej. Wydaje mi się, że gdyby "Krzyk" nie miał sequeli, byłby filmem kultowym, a tak zrobiło się z tego wszystkiego
masło maślane i
siódma woda po kisielu w jednym.
Plusem tego filmu jest to, że mimo wszystko przez większą część czasu potrafi wywołać napięcie i ciekawość, co dalej się wydarzy, no i wynikiem tej ogólnej zabawy reżysera z widzem i umiejętnego zwodzenia do samego końca nie da się przewidzieć tego, kto jest mordercą - to jednak za mało, by nie żałować jego obejrzenia. Z aktorów grających w tym filmie na pochwałę zasługuje tak naprawdę tylko Emma Roberts, do tej pory znana głównie z lekkiego kina familijnego ("Hotel Dla Psów", "Zwycięski Sezon", "Wild Child. Zbuntowana Księżniczka"). Tutaj pokazała się w swojej
de facto pierwszej trudnej roli i wypadła całkiem przekonująco. Wyróżnić można ewentualnie jeszcze Hayden Panettiere ("Herosi", "Kocham Cię, Beth Cooper"). Aktorzy pierwszego planu wypadli natomiast żenująco słabo, ich postacie są mało wyraziste. Tylko ze względu na wymienione wyżej plusy polecam ten film fanom cyklu, pozostałym niezdecydowanym zdecydowanie odradzam
Mam nadzieję, że części 5 już nie będzie, bo nikt przy zdrowych zmysłach się nie skusi na obejrzenie.
Moja ocena: 4,5/10