Mark Webber przejechał niedzielny wyścig bez możliwości korzystania z systemu KERS. Jako jedyny obok Lewisa Hamiltona cztery razy zmieniał opony i na metę wpadł tuż za Nickiem Heidfeldem.
– Nie! – odparł Australijczyk na pytanie, czy korzystał z systemu KERS. – To był ciężki wyścig. Zaczęło się od słabego startu, a potem na długich prostych brak KERS mnie zabijał, tak samo na wyjściu z Zakrętu 2. Po trzech czy czterech okrążeniach próbowałem wyprzedzać rywali, ale kontrowali. Trudno było się ich pozbyć.
Kierowca Red Bull Racing na starcie stracił aż sześć pozycji, a w trakcie pierwszego okrążenia na dziesiątą pozycję zepchnął go Kamui Kobayashi. Zespół wprowadził w życie „plan B”, czyli cztery wizyty na pasie serwisowym. Po pierwszej z nich Webber był dopiero 17., ale za sprawą częstszych zmian ogumienia miał lepsze tempo ze względu na świeższe opony, które nie były też dodatkowo obciążane pracą systemu KERS.
Australijczyk przyznał też, że czas stracony za Lewisem Hamiltonem i wcześniejsza zmiana opon na twarde w końcówce pozbawiły go szans na podium. – Myślę, że Lewis szybko złapał jakieś dziwne problemy z ogumieniem, a do tego wolałbym przejechać więcej okrążeń na moim ostatnim zestawie, żeby był lepiej „ułożony” w końcówce – stwierdził Mark. – Wtedy mógłbym naciskać tych, którzy mieli kłopoty z oponami. Wcześniej straciłem jednak czas za Lewisem, więc było jak było.
– To był interesujący wyścig, cały czas się uczymy. Nie nadszedł jeszcze nasz dzień, ale ciśniemy mocno i czekamy na jego nadejście – dodał na koniec kierowca Red Bulla. Miał najwyraźniej na myśli swoją stronę garażu, bo po jego drugiej stronie wszystko zdaje się funkcjonować bez zarzutu. Dwa zwycięstwa Sebastiana Vettela mówią same za siebie...