PGE Skra wygrała mecz na szczycie w Lidze Mistrzów. Było bardzo trudno



Po dwóch setach spotkania z Tours VB wydawało się, że siatkarze PGE Skry szybko wrócą do Bełchatowa. Okazało się jednak, że wygraną musieli wręcz wyszarpać

Hala sportowa była prawie pełna, dlatego ogromny hałas wywoływany przez 8 tys. kibiców musiała zrobić wrażenie na wicemistrzach Francji. Jednak na krótko. Tours VB to drużyna bez wielkich gwiazd, ale - jak mówił Bartosz Kurek - zożóna z zawodników prezentujących solidy europejski poziom. Na dodatek wyrównana i doświadczona. Biorąc pod uwagę nie najwyższą formę bełchatowian, bardzo szybko można się było przekonać, że zapowiedzi o trudnej przeprawie czekających faworyta nie były przesadzone.

Wystarczyło chwilę popatrzeć, by zauważyć atuty Tours. Najpierw w oczy rzucił się Yosleyder Cala. Kubańczyk z amerykańskim obywatelstwem możliwościami fizycznymi z pewnością nie ustępował Bartoszowi Kurkowi. Skakał bardzo szybko i bardzo wysoko, a siła jego ataku była ogromna. 17. punkt w pierwszym secie zdobył piekielnie silnym uderzeniem w trzeci metr!

To nie koniec walorów francuskiego zespołu. Kapitalnie spisywał się libero Alexis Gonzalez, przyjmujący zagrywki tak, że Raphael Redwitz mógł gubić blok, albo spokojnie grać krótką. W pierwszym secie miał 67 proc. dobrego odbioru, a przecież siatkarze z Bełchatowa serwowali naprawdę dobrze. Na szczęście z libero jest jak z bokserami: nie ma całkowicie odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni. Bo kiedy Mariusz Wlazły i Kurek wstrzelili się, to nawet Argentyńczyk nie był w stanie nic poradzić.

A bełchatowskie asy najlepiej zagrały w końcówce, dzięki czemu ich drużyna odrobiła straty i pewnie wygrała. Wielki w tym udział ma Miguel Falasca, krytykowany za początek sezonu. Hiszpan długo nie wykorzystywał w ataku środkowych, by niespodziewanie przypomnieć sobie o nich w ostatnich akcjach i to przy kontrach. Daniel Pliński kończył je bardzo pewnie.

Statystyk PGE Skry i trenerzy bardzo dobrze rozpracowali Tours taktycznie. Od początku większość zagrywek kierują w Calę, a w bloku nastawiają się na niego i Davida Konecnego. Mistrz Europy Milos Terzic nawet jak już się przebił, to jego uderzenia były podbijane. O ile jednak Kubańczyka w ofensywie można było porównywać do Kurka, to w przyjęciu zagrywki bechatowianin był go na głowę. Michał Winiarski i Paweł Zatorski zostawiali mu trochę mniej miejsca, ale z pewnością nie był słabym punktem w tym elemencie. Przeciwnie, skończył grę z 65-procentową skutecznością.

Gospodarze z akcji na akcję grali lepiej. Z pewnością najlepiej w tym sezonie. Rozkręcił się Wlazły, który w pierwszym secie miał 36 proc. skuteczności w ataku, a w kolejnym już 62 proc. Zaś Cala spadł z 86 proc. do 43. Wreszcie drużyna zaczęła lepiej punktować w pierwszej akcji po przyjęciu zagrywki, co było jej problemem we wcześniejszych spotkaniach. Wciąż jednak nie była to ta sama PGE Skra, co choćby rok temu, kiedy w porywającym stylu rozbijała Trentino czy Friedrichshafen.

W trzecim secie wróciła do gry, jaką pokazywała w PlusLidze, czyli falowania. Kilka błędów w ataku sprawiło, że Tours objęło prowadzenie 13:8, a trener Nawrocki musiał po raz pierwszy poprosić o przerwę. Niewiele to pomogło, bo dobrze grający Redwitz, David Konecny i ich koledzy nie dali się już dogonić.

I co gorsza, nie zamierzali się zatrzymywać. Bronili kapitalnie, podbijając piłki, które powinny wpaść w boisko. W bloku nie dawali się oszukiwać, a poza tym sprzyjało im szczęście przy trudnych sytuacjach. PGE Skrze bardzo ciężko przychodziło zdobywanie punktów. Zaciął się Wlazły, ale od czego są kibice i Kurek. Ten ostatni wziął na siebie rolę lidera zespołu. W czwartym secie zdobył osiem punktów, w tym te w najtrudniejszych momentach. Sześć z nich do drugiej przerwy technicznej i dwa w końcówce, w tym 24., po kapitalnym rozegraniu Falaski. - Miałem naprzeciw siebie niższego rywala, bo rozgrywającego Tours. Trzeba było to wykorzystać. To, że większość piłek kierowana była do mnie, było naturalne - skromnie mówił Kurek. Mecz zakończył blok Wytze Kooistry na Cali.

Wracając do fanów, to ich wkład podkreślał Marcin Możdżonek. - Atmosfera w tej hali jest niesamowita. Kibice bardzo nam pomogli - stwierdził.

info: sport.pl