Jako jedną z przyczyn swojego kuriozalnego wypadku w niedzielnym wyścigu Witalij Pietrow podał leżące na torze kawałki opon.

Lot Pietrowa był niewątpliwie jednym z ciekawszych momentów GP Malezji. Kiedy po podium w Australii wydawało się, że rosyjski kierowca wreszcie zaczął spisywać się na miarę oczekiwań, na Sepang aktywował się Pietrow, jakiego kibice zdążyli poznać w sezonie 2010.

– Szczerze mówiąc wciąż nie rozumiem, co zrobiłem – przyznał Rosjanin. – Zakręt 8 jest trudny, ale nie ma tam wiele do ugrania. Do końca wyścigu pozostały dwa okrążenia. Wiedziałem, że Lewis Hamilton jest za mną, a opony dobrze trzymały, kręciłem najszybsze kółka.

– Później zebrałem przypadkiem na opony kawałki gumy. Wówczas auto staje się podsterowne. Myślałem, że to mała nadsterowność, ale wynosiło mnie coraz szerzej. W tamtym miejscu powinno się dać normalnie wrócić na tor, więc po prostu jechałem dalej, a następnie uderzyłem w nierówność – dodał kierowca Renault, który zamiast zwolnić i upewnić się, że bezpiecznie wróci do rywalizacji, postanowił przemknąć po przeszkodzie.