Aby zarejestrować się na forum musisz posiadać kod zaproszenia.

Wątek: ME Siatkarzy

Strona 1 z 2 12 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 11
  1. #1 ME Siatkarzy 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39
    Z siatkarzami tak źle jeszcze nie było



    - W takiej atmosferze nie jechaliśmy jeszcze na żadną imprezę. Środowisko, w którym żyjemy, powinno nas wspierać, wierzyć i dopingować, a jest wręcz przeciwnie. Stara się nam udowodnić, że nie będzie dobrze - mówi przed mistrzostwami Europy Piotr Gruszka. Eksperci wieszczą broniącym tytułu biało-czerwonym klęskę.

    Mało kto w nas wierzy, a wszystko się przecież jeszcze okaże - mówi Gruszka. 34-letni atakujący razem z Bartoszem Kurkiem byli bohaterami poprzednich mistrzostw Europy, na których Polacy niespodziewanie sięgnęli po złoto. Obaj jadą także na rozpoczynające się w sobotę w Czechach i Austrii Euro, ale nie mają już u boku doświadczonych i utytułowanych kolegów. Przede wszystkim rozgrywającego Pawła Zagumnego, ale również Michała Winiarskiego, Mariusza Wlazłego, Daniela Plińskiego oraz Sebastiana Świderskiego i Zbigniewa Bartmana, którzy zdaniem selekcjonera Andrei Anastasiego nie doszli do siebie po kontuzjach.

    - Jedziemy na te mistrzostwa w sytuacji, w jakiej reprezentacja Polski jeszcze nigdy się nie znalazła - mówi Wojciech Drzyzga, ekspert Polsatu i Sport.pl. - Z wielu przyczyn nie możemy wystawić najsilniejszego składu. Właściwie należy dziękować tym, którzy są. Kompletnie nie ma podstaw, by odnosić się do złotego medalu sprzed dwóch lat. Drużyna jest całkiem inna i może zagrać dobry turniej, ale ja jestem pełen obaw, o czym świadczą ostatnie mecze.

    Drużyna Anastasiego przegrywała, z kim popadnie. Nawet z Czechami, którzy światową potęgą nie są. Grupowymi rywalami Polaków na Euro będą Niemcy, Bułgarzy i Słowacy.

    Więcej niż o samym mistrzostwach mówi się jednak o tym, co było. Coraz więcej osób wytyka Anastasiemu błędy. Drzyzga: - Zaskoczyły mnie powołania. Trener w ogóle nie zareagował na poważny uraz Bartmana i nie powołał kolejnego atakującego. Przypomnę, że Gruszka wraca po bardzo ciężkiej kontuzji i słabych dwóch sezonach. Na innych pozycjach Anastasi zupełnie pomijał środkowego bloku Łukasza Wiśniewskiego, co jest wielkim błędem. Chłopak na świetne statystyki, które nie zostały w kadrze wzięte pod uwagę. Widzę duże zaniechania ze strony selekcjonera, a przecież nasza federacja stworzyła mu mnóstwo możliwości, by mógł sprawdzić 16-18 ludzi. Przecież graliśmy wiele turniejów. Nie docierają do mnie żadne tłumaczenia, dlaczego trener nie dał szansy młodym.

    Większym optymistą jest Winiarski, na którego kadra może liczyć dopiero na Pucharze Świata. - Otwarcie mówiłem, że będę chciał grać, ale po wyleczeniu i przepracowanym okresie przygotowawczym. Jeśli trener będzie mnie widział, jestem do dyspozycji. Na mistrzostwach Europy chyba bym nie pomógł, bo dopiero od paru dni czuję się dobrze w treningach z piłką. A w Czechach wcale nie musi być tak źle. Podobna sytuacja była dwa lata temu i przywieźliśmy złoto. Przed tegoroczną Ligą Światową też głośno skreślano chłopaków, a ci sprawili niespodziankę. Wszystko może się zdarzyć, bo oprócz formy potrzeba sporo szczęścia. Od soboty polska siatkówka będzie kroczyć od zwycięstwa do zwycięstwa - zapowiada "Gazecie" jeden z najlepszych polskich siatkarzy.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  2. #2 Odp: ME Siatkarzy 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39
    Sensacyjne zwycięstwo Słowaków



    Słowaccy siatkarze niespodziewanie pokonali Bułgarów 3:2 (26:24, 27:25, 24:26, 19:25, 17:15) w pierwszym meczu grupy D mistrzostw Europy w Pradze. O godz. 18 rozpocznie się spotkanie Polaków z Niemcami

    Słowacy mieli być wśród takich ekip jak Niemcy, Bułgaria i Polska "chłopcami do bicia". Już w pierwszym dniu turnieju pokazali, że należy się z nimi liczyć. W zaciętym spotkaniu zwyciężyli z kandydatami do medalu Bułgarami, a byli bardzo blisko sprawienia sensacji już wcześniej.

    Przy stanie 2:0 prowadzili w trzecim secie 11:5, ale nie potrafili zachować koncentracji do końca i przegrali 24:26. To był decydujący moment w tym meczu. Bułgarzy się obudzili i z minuty na minutę walczyli lepiej, jednak sił zabrakło im tie-breaku.

    W Słowacji, ekipie prowadzonej przez byłego asystenta Andrei Anastasiego - Emanuele Zaniniego, na wyróżnienie zasługuje wielu zawodników. Nie było lidera. Zależnie od sytuacji ciężar gry na swoje barki brało kilku siatkarzy i to dawało znakomity wynik.

    Właśnie tego zabrakło z kolei u Bułgarów. Uważani za zdecydowanego faworyta spotkania sprawiali wrażenie ociężałych i zaskoczonych przebiegiem sytuacji. Nie potrafił pomóc im nawet, niezawodny zazwyczaj, Matej Kazijski, który przez długi czas tylko bezradnie rozkładał ręce.

    Bezpośrednio do ćwierćfinałów awansują zwycięzcy grup. Ci, co zajmą drugie i trzecie miejsca powalczą w barażach.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  3. #3 Odp: ME Siatkarzy 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39
    Niemcy otumanieni, Polacy znakomicie !!




    Zdziesiątkowani, uciekający z kraju przed czarnowidzami polscy siatkarze pokonali wysoko mierzących Niemców, na inaugurację mistrzostw Europy oddając im tylko seta. I natychmiast zostali liderami swojej grupy

    Najpierw odetchnęliśmy z ulgą. Polacy, którzy niedawno ponieśli druzgocącą klęskę w Memoriale Wagnera, zaczęli od zademonstrowania, jak trudno będzie ich złamać. Rywale w otwierających mecz akcjach co rusz ponawiali ataki, ale gdzie nie spadała piłka, tam tuż nad podłogą wchodziła pod nią polska ręka i odbierała im pewny, zdawałoby się, punkt. To było jak piękne wspomnienie z poprzednich ME, na których biało-czerwoni doskoczyli do złota m.in. dzięki ofiarnej, doskonale zorganizowanej i nieustępliwej pracy w defensywie.

    A potem Niemcy jęli popełniać grube błędy w przyjęciu. Czasem wydawało się wręcz, że sytuację lekceważą, próbowali wolno lecącą piłkę odbierać palcami, a ta prześlizgiwała im się przez dłonie.

    To wystarczyło do uzyskania okazałej, pięciopunktowej przewagi, którą obrońcy tytułu utrzymali do końca seta.

    W następnym wprost przybijali rywali do boiska. Zanim prowadzili 22:12, niemiecki selekcjoner Raul Lozano zdążył już dokonać zatrzęsienia zmian, by obudzić swój zdezorientowany, otumaniony ciężkimi biało-czerwonymi ciosami zespół. Nie dał rady.

    Nie dał rady, choć przez kilka minut przeżywaliśmy horror. Polacy nagle kompletnie oniemieli w przyjęciu i ataku, więc stracili siedem punktów z rzędu. Czasem przyjmując razy - np. po asie serwisowym Gyorgy'ego Grozera - w kompletnym znieruchomieniu, jakby czekając na wyrok.

    Zapaść trwała krótko, okazało się, że drużyna Andrei Anastasiego nie musi w ofensywie polegać wyłącznie na Bartoszu Kurku. To szybkość - i odwaga! - drugiego skrzydłowego, najniższego wśród swoich Michała Kubiaka długo była dla przeciwników bardziej niebezpieczna.

    Niemców nie ocaliło nawet wprowadzenie wspomnianego Grozera, bombardiera znanego z polskiej ligi. Cztery palce dłoni, którą dzisiaj zbijał, miał obandażowane, ale w piłkę uderzał z taką energią, jakby chciał ją rozciąć. To dzięki niemu rywale wygrali jednego seta.

    Seta na pocieszenie. Kiedy bowiem Niemcy wychodzą na polskich siatkarzy, czują się niemal tak, jak Polacy zamierzający się na niemieckich piłkarzy. Wpadają w minionych latach na biało-czerwonych sezon w sezon, ale na imprezie rangi mistrzowskiej zwyciężyć nie umieją. I medalu po zjednoczeniu kraju nie zdobyli nigdy - przy nich jesteśmy potęgą.

    Ostatnio jednak konsekwentnie się do Polski zbliżali. Na igrzyskach w Pekinie w 2008 r. przegrali gładko 0:3, na ME w 2009 r. już 1:3, na mundialu w 2010 r. 2:3. Ich akcje w ogóle poszły tak wysoko w górę, że teraz wielu fachowców - np. trener Słowaków Emanuele Zanini - wskazywało ich jako faworytów grupy.

    Zanini pomylił się kardynalnie.

    Poprzednie ME nasza ogołocona z gwiazd reprezentacja też rozpoczęła od batalii z Niemcami. Wygrała. Teraz gwiazd jeszcze jej ubyło, ale też wygrała. Jak zwykle.

    I z miejsca została liderem grupy, bo wcześniej Słowacy zdobyli dwa punkty, a Bułgarzy jeden. Awans co najmniej do przedćwierćfinałowego barażu mają Polacy na wyciągnięcie ręki.

    A przecież kibiców zostawiali w humorach fatalnych. Zdaniem fachowców jechali jak na skazanie, kapitan Piotr Gruszka mówił wręcz, że cieszy się, iż mogli wreszcie wyjechać z kraju i uciec od defetystycznych nastrojów.

    Jeśli utrzymają tempo z inauguracji mistrzostw, to prędko do Polski nie wrócą. Bo medale będą rozdawać w Wiedniu i dopiero w następną niedzielę.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  4. #4 Odp: ME Siatkarzy 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39
    Słowacja - Niemcy 3:1



    Słowaccy siatkarze pokonali Niemców 3:1 (23:25, 26:24, 24:26, 27:25) w Pradze w pierwszym niedzielnym meczu grupy D mistrzostw Europy w Austrii i Czechach.

    Po raz kolejny u Słowaków, prowadzonych przez byłego asystenta Andrei Anastasiego - Emanuele Zaniniego, zaprocentowała zespołowość oraz niewiarygodna skuteczność w ataku. Martin Sopko i Martin Nemec rzadko się mylili i potrafili zgubić niemiecki blok.

    Z kolei Niemcy, dla których jest to druga przegrana w tym turnieju, nie potrafili znaleźć recepty na bardzo dobrze dysponowanych rywali. Argentyński szkoleniowiec Raul Lozano robił zmiany, w ataku próbował raz Jochena Schoepsa, raz Georga Grozera, ale nie przynosiło to efektów.

    Postawa Słowaków to największa niespodzianka trwających w Austrii i Czechach mistrzostw. Dzień wcześniej pokonali 3:2 Bułgarów i mogą być już pewni gry w kolejnym etapie. Poniedziałkowy mecz z obrońcami tytułu Polakami zadecyduje, które miejsce zajmą w grupie D. Zwycięzca awansuje bezpośrednio do ćwierćfinałów, drużyny, które uplasują się na drugiej i trzeciej pozycji, zagrają w barażu.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  5. #5 Odp: ME Siatkarzy 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39
    Niemcy pobici, Bułgarzy nie do przeskoczenia




    Zdziesiątkowani, uciekający z kraju przed czarnowidzami Polacy w sobotę pokonali wysoko mierzących Niemców 3:1, by nazajutrz ulec w identycznym stosunku brązowym medalistom poprzedniego turnieju Bułgarom. W poniedziałek arcyważny mecz ze Słowakami.

    Przed niedzielnym, ostatnim dniem pierwszej rundy sytuacja jest sensacyjna i pogmatwana. Sensacyjna, bo liderem grupy została Słowacja - sklasyfikowana na ledwie 33. miejscu w międzynarodowym rankingu, powszechnie skazywana na rolę rozdającego punkty statysty. Pogmatwana, bo każdemu z jej konkurentów nadal grozi albo wypadnięcie z turnieju, albo ćwierćfinałowe zderzenie się z uchodzącą za absolutnego faworyta Rosją - i broniącym tytułu biało-czerwonym, i brązowym medalistom z 2009 roku Bułgarom, i pożądającym historycznego skoku na podium Niemcom.

    Dobra wiadomość dla Polski jest taka, że wystarczy jej nawet porażka - minimalna, 2:3 - ze Słowacją, by utrzymać się w mistrzostwach. A jeśli Niemcy wcześniej nie pokonają Bułgarii 3:0 lub 3:1, to Polska utrzyma się w mistrzostwach bez względu na wynik swojego meczu.

    Ale jest jeszcze wiadomość, która może zrodzić jakże znane siatkarskim fanom dylematy. Otóż jeśli Słowacja wygra dwa sety, to być może Polakom pozostanie tylko jeden sposób na uniknięcie wspomnianej Rosji - przegrać.

    Podobne paradoksy wywołały bezprecedensowy skandal na ubiegłorocznym mundialu. Polacy walczyli tam serio w każdym meczu, przez co prędko wpadli na fenomenalną Brazylię. I ponieśli klęskę.

    Czy teraz zachowają się podobnie? Trener Andrea Anastasi sugerował już, że niekoniecznie.

    Więcej niż serce

    Zanim Polaków pobiła Bułgaria, odetchnęliśmy z ulgą. Polacy, którzy niedawno ponieśli druzgocącą klęskę w Memoriale Wagnera, zaczęli ME od zademonstrowania, jak trudno będzie ich złamać. Rywale w otwierających mecz akcjach co rusz ponawiali ataki, ale gdzie nie spadała piłka, tam tuż nad podłogą wchodziła pod nią polska ręka i odbierała im pewny, zdawałoby się, punkt. To było jak piękne wspomnienie z poprzednich ME, na których biało-czerwoni doskoczyli do złota m.in. dzięki ofiarnej, doskonale zorganizowanej defensywie.

    W drugim secie wprost przybijali rywali do boiska. Zanim prowadzili 22:12, niemiecki selekcjoner Raul Lozano zdążył już dokonać zatrzęsienia zmian, by obudzić swój zdezorientowany, otumaniony ciężkimi biało-czerwonymi ciosami zespół. Nie dał rady.

    Nie dał rady, choć przez kilka minut przeżywaliśmy horror. Polacy nagle kompletnie oniemieli, stracili siedem punktów z rzędu.

    Zapaść trwała krótko, okazało się, że drużyna Andrei Anastasiego nie musi w ofensywie polegać wyłącznie na Bartoszu Kurku. To szybkość - i odwaga! - drugiego skrzydłowego, najniższego wśród swoich Michała Kubiaka długo była dla przeciwników bardziej niebezpieczna. Nawet jeśli w czwartym secie decydujące ciosy zadawał właśnie Kurek, niekwestionowany lider drużyny.

    - Wszyscy wiedzą, dlaczego czekaliśmy na ten mecz z niecierpliwością. Sami byliśmy ciekawi, czy będziemy w stanie dać z siebie coś więcej niż serce - komentował wieczór Piotr Gruszka. - Okazało się, że byliśmy w stanie. Zdarzało się też, że wpadaliśmy w panikę, wybieranie właściwych rozwiązań nie przychodziło nam naturalnie. Ale przetrwaliśmy. Najbardziej obawiałem się, czy wytrzymają nam głowy. Wytrzymały - mówił kapitan polskiej kadry.

    Niemców nie ocaliło nawet wprowadzenie znanego z polskiej ligi Gyorgy'ego Grozera. Cztery palce dłoni, którą zbijał, miał obandażowane, ale w piłkę uderzał z taką energią, jakby chciał ją rozciąć. To dzięki niemu rywale wygrali jednego seta.

    Seta na pocieszenie. Kiedy bowiem Niemcy wychodzą na polskich siatkarzy, czują się niemal tak, jak Polacy zamierzający się na niemieckich piłkarzy. Wpadają w minionych latach na biało-czerwonych sezon w sezon, ale na imprezie rangi mistrzowskiej zwyciężyć nie nie umieją. I medalu po zjednoczeniu kraju nie zdobyli nigdy - przy nich jesteśmy potęgą.

    Ostatnio konsekwentnie się do Polski zbliżali. Na igrzyskach w Pekinie w 2008 r. przegrali gładko 0:3, na ME w 2009 r. już 1:3, na mundialu w 2010 r. 2:3. Ich akcje w ogóle poszły tak wysoko w górę, że teraz wielu fachowców - np. trener Słowaków Emanuele Zanini - wskazywało ich jako faworytów grupy.

    Zanini pomylił się kardynalnie. Niemcy znów przegrali - z rewelacyjną na razie Słowacją - i w poniedziałek będą walczyć z Bułgarią o przetrwanie.

    Polska zagadka

    Nie pomylił się za to Lozano, który w sobotni wieczór przestrzegał: - Doradzałbym, żebyście jeszcze nie wzlatywali zbyt wysoko nad ziemię. Wasza drużyna zagrała dobrze, ale zwyciężyła w sporej mierze dzięki moim siatkarzom. To nie był poziom, do jakiego przywykłem, jestem bardzo rozczarowany. Całość podsumowałbym tak: ani Polacy nie są aż tak mocni, jak można by sądzić po przebiegu inauguracji, ani Niemcy nie są aż tak marni.

    I rzeczywiście, biało-czerwonym wystarczyło energii na niespełna dwa sety, choć w końcówce drugiego wydawało się, że rywali rozbiją.

    To wtedy trener Radostin Stojczew odwołał z boiska Mateja Kazijskiego, uważanego przez wielu za najlepszego gracza w Europie. Odwołał go na jedną zaledwie akcję, ale odwołać musiał, bo jego sfrustrowany przebiegiem wydarzeń lider zaczął wściekle rugać kolegów, robić obrażone miny, aż kompletnie się w fochach zatracił i popełnił gruby błąd w przyjęciu.

    Ochłonął błyskawicznie, wrócił w wielkim stylu. Kiedy w końcówce wskoczył w pole zagrywki, bombardował stamtąd Polaków już do końca partii.

    Gdyby biało-czerwoni tamtego seta wygrali, prowadziliby 2:0 i byli pewni co najmniej awansu do przedćwierćfinałowego barażu. Niestety, gaśli z każdą akcją. Tym razem okazało się, że bez solidnego atakującego wygrywać nie sposób. A Polacy go nie mieli. Wracający po kontuzji Piotr Gruszka zbijał z klasą tylko na początku, potem stopniowo opuszczały go siły. A Jakub Jarosz szybko się poddał, zdeprymowany kilkoma błędami.

    Kurek był tak wściekły, że po meczu nawet się nie rozciągał. Zostawił kolegów i natychmiast uciekł do szatni.

    Na razie możliwości Polaków pozostają zagadką, zwłaszcza w imprezie o tak zaskakujących zwrotach akcji.

    Kibiców zostawiali w humorach fatalnych. Zdaniem fachowców jechali jak na skazanie, Gruszka mówił wręcz, że cieszy się, iż mogli wreszcie wyjechać z kraju i uciec od defetystycznych nastrojów.

    Jeśli nie chcą wrócić prędko do Polski, muszą utrzymać tempo z inauguracji ME.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  6. #6 Odp: ME Siatkarzy 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39
    Polska - Słowacja 1:3. Przegrali na słodko




    Trenerowi Anastasiemu niespecjalnie zależało na zwycięstwie nad Słowacją, więc wystawił rezerwowych. Polscy siatkarze przegrali 1:3, ale dzięki temu przed walką o medale ME unikną Rosjan. W środę grają o ćwierćfinał z Czechami

    Najpierw mierzący w medal, prowadzeni przez Raula Lozano Niemcy podsumowali swoją totalną klęskę na mistrzostwach Europy kolejną porażką - tym razem z Bulgarią - i stało się jasne, że biało-czerwoni wychodzą z grupy, ale zarazem tracą szansę na zajęcie pozycji lidera. Stało się też jasne, że jeśli wskoczą na drugie miejsce w tabeli, to w ewentualnym ćwierćfinale zderzą się z wywołującą wśród wszystkich uczestników ME lęk Rosją.

    Wyminąć faworytów przed weekendową grą o medale mogli tylko w jeden sposób - kończąc rywalizację w grupie na trzeciej pozycji. A do tego potrzebowali albo ze Słowacją przegrać, albo wygrać z nią minimalnie, oddając jej dwa sety.

    Świadome podkładanie się rywalom to w siatkówce obyczaj powszechny, stale popularyzowany przez działaczy, którzy tak majstrują przy zawiłych, absurdalnych regulaminach, że zbyt uparte zwyciężanie w każdym meczu często wydłuża drogę na podium.

    Regulaminowe patologie przygnębiającą kulminację miały na ubiegłorocznym mundialu, który został zniszczony przez gigantyczne, bezprecedensowe nie tylko w siatkówce skandale. Tam z premedytacją przegrali nawet wspaniali Brazylijczycy. W dodatku wypięli się na publikę z wyjątkową ostentacją - w meczu z Bułgarią trener Bernardo Rezende kazał np. rozgrywać atakującemu.

    Polacy na MŚ walczyli na całego z każdym rywalem i słono za bezkompromisowość zapłacili. Wygrali grupę, błyskawicznie wpadli właśnie na "Canarinhos", zostali przez nich zestrzeleni z boiska, już się nie podnieśli. I do dziś nie wiemy, czy wypadliby na tamtym turniej najsłabiej wśród wszystkich europejskich reprezentacji, gdyby uniknęli szybkiego starcia z faworytami.

    W poniedziałek znów stanęli przed dylematem. Wiedzieli przed meczem, że zwycięstwo 3:0 lub 3:1 skazuje ich na straceńczą misję, czyli ćwierćfinał z Rosją.

    Trener Andrea Anastasi nie chciał zdradzić, czy nakaże siatkarzom przegrać. Ale nie chciał też obiecać, że nie nakaże. Unikał odpowiedzi.

    Przed ME nie unikał. "Czasami trzeba odpuścić mecz dla dobra drużyny", "honor ludzi nie interesuje, liczą się medale" - tłumaczył. Wspominał też mistrzostwa kontynentu z 2007 roku. Kiedy jego Hiszpanie objęli wtedy prowadzenie 2:0 z Serbią i zapewnili sobie pozycję lidera w grupie, zdjął z boiska kluczowych graczy, chcąc, by odpoczęli. Rezerwowi przegrali 2:3, ale potem reprezentacja zdobyła złoto, sprawiając chyba największą sensację w historii ME.

    W poniedziałek włoski selekcjoner Polaków nie czekał na dwie wygrane partie. Od początku wypuścił na boisko zmienników, wśród nich absolutnych żółtodziobów na poziomie reprezentacyjnym - 21-letniego rozgrywającego Fabiana Drzyzgę i rok młodszego przyjmującego Mateusza Mikę.

    Rewelacyjni na ME Słowacy odpowiedzieli pełnym podstawowym składem. Oni mogli wyminąć Rosjan dzięki wygranej z Polską w dowolnym stosunku.

    Wydawało się zatem, że obie strony mają niemal idealnie zbieżne interesy.

    Ale polscy siatkarze od razu uderzać po autach nie zamierzali. Pierwszego seta wygrali m.in. dzięki Jakubowi Jaroszowi, który w niedzielnym meczu z Bułgarią wyglądał na speszonego stawką, a teraz zaczął od fenomenalnej, 75-procentowej skuteczności w ataku (aż 9 punktów przy 12 próbach). Anastasi - zazwyczaj w trakcie gry ożywiony, oklaskujący udane akcje i dopingujący swoich ludzi - spoglądał na boisko beznamiętnie, trzymając ręce w kieszeniach.

    Kiedy w drugiej partii biało-czerwoni wyskakali prowadzenie 10:4, byliśmy zdumieni. Naprawdę chcą podarować stojącym obok boiska kolegom ćwierćfinał z Rosją?

    Wtedy jednak Polacy wyraźnie spuścili z tonu. Zwłaszcza Mika niechętnie wyrządzał Słowakom krzywdę, psując trzy czwarte ataków. A dostawał piłkę od Drzyzgi często, rzucało się w oczy, że najmłodsi na boisku współpracują ze sobą z dużą przyjemnością.

    Z przykrością musieli natomiast śledzić zmieniający się przebieg wydarzeń Bułgarzy, których każdy zdobyty przez Słowaków punkt mocniej wpychał w objęcia Rosjan. Oni zaprzepaścili szansę na łatwiejszą drogę do podium kilka godzin wcześniej, gdy uparli się pokonać Niemców.

    Mika z czasem jął zbijać celniej, ale rywale postanowili grać bardzo starannie i w następnej partii nie popełnili np. ani jednego błędu serwisowego!

    Atmosfera na hali już do końca była letnia, a Polacy ponieśli jedną z najsłodszych porażek w historii reprezentacji. Z ich występu żadnych pesymistycznych wniosków wyciągać nie wolno, bo w poniedziałkowym składzie na ME już nie zagrają. A nie dość, że jeden istotny cel - uniknięcie Rosji - osiągnęli, to jeszcze liderzy drużyny zdołali odpocząć przed kolejnymi wyzwaniami.

    Teraz drużyna przenosi się do Karlovych Varów. Dzisiaj ma dzień przerwy w turnieju, jutro zmierzy się w ni to 1/8 finału, ni to barażu o ćwierćfinał z Czechami. Jeśli zwycięży, to w czwartek zagra o półfinał ze zwycięzcą pary Słowacja - Estonia.

    Najpierw trzeba jednak pokonać gospodarzy mistrzostw, którzy na Memoriale Wagnera rozbili Polaków do zera. To jest cena uniknięcia Rosjan - gdyby nasi siatkarze wskoczyli w poniedziałek na pozycję wicelidera, wpadliby w barażu na Estonię, czyli przeciwnika znacznie słabszego od Czechów.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  7. #7 Odp: ME Siatkarzy 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39
    Polacy w ćwierćfinale. Teraz Słowacy




    Było już bardzo źle, wydawało się, że Polaków w pojedynkę rozstrzela fenomenalny solista Jan Stokr. Ale siatkarze przetrwali nawałnicę, podnieśli się i pokonali Czechy 3:1. W czwartek grają ze Słowacją o półfinał mistrzostw Europy. Relacja Zczuba i na żywo w Sport.pl od godz. 18.

    Na szczęście polską drużynę tworzą wielkie chłopy. Gdyby wyjąć z szóstki Michała Kubiaka, nawet w okrojonym składzie z ME straszyłaby najwyższym podstawowym składem na świecie (211, 205, 206, 205 i 200 cm). Tacy drągale mogą stanąć w naprawdę onieśmielającym bloku - lub wybloku, zagraniu nie dającym punktu, lecz umożliwiającym dalszą defensywę - i w środę od początku to wykorzystywali. A jeśli zbijali, to przez środek siatki. Dlatego ocaleli.

    Z atakiem skrzydłami, czyli podstawowym w siatkówce sposobem zdobywania punktów, znów biedzili się potwornie. Dotąd Kurka wbrew obawom wspierał wspomniany Kubiak - przy kolegach maleństwo, od ziemi odrósł na skromne w tym sporcie 191 cm. A jednak dotąd umiał wyręczać lidera reprezentacji jako najbardziej wydajny skrzydłowy w kadrze.

    W środę zaczął tak źle, że nie wytrwał w boju nawet połowy seta. I osamotniony - od atakującego też pomocy nie dostał - Kurek długo grał dobrze, ale nie wybitnie. Gubił się w przyjęciu, nie umiał przyłożyć Czechom serwisowym asem, tylko zbijał z przyzwoitą regularnością.

    A Czesi nacierali niemal wyłącznie z flanek. A właściwie nacierał Jan Stokr, kanonier o gabarytach Kurka, lecz w środę długo przerastający go osobowością o głowę. Polaków wychłostał w drugiej partii, kiedy sam dał gospodarzom aż 12 punktów.

    Tak, to był popis gracza monumentalnego, zdolnego do jednego z najbardziej niezwykłych wyczynów w siatkówce - dyscyplinę tak zespołową zmienił na chwilę w solowe show. Nie pamiętam, kiedy poprzednio nad Polakami tak brutalnie znęcał się pojedynczy zawodnik.

    A mógł znęcać się także dlatego, że piłkę dostawał od błyskotliwego rozgrywającego Lucasa Tichaczka. W Lidze Mistrzów obaj triumfowali w różnych klubach (włoskim Trento i niemieckim Friedrichschafen), ale widać było, że wiąże ich odpowiednia chemia - współpracowali z rozkoszą.

    W siatkówce dłuższe opieranie gry na jednym siatkarzu, choćby najznakomitszym, stanowi jednak ogromne ryzyko. Kiedy zatem Polacy wymyślili, jak zatrzymać czeskiego kanoniera i ten w trzeciej partii w aż 17 próbach ataku uciułał ledwie cztery punkty, okazało się, że gospodarzom alternatywnych atutów brakuje.

    Tamten set rozwijał się niesamowicie, był prawdopodobnie jednym z najgorętszych polskiej reprezentacji w minionych latach. Nasi siatkarze przegrywali 13:19, ale odrobili straty, potem obronili cztery setbole. Akcje ciągnęły się w nieskończoność, piłka co rusz ześlizgiwała się z taśmy, po potężnych zbiciach następowały leciutkie muśnięcia i banalne błędy. Decydowały milimetry i ułamki sekund. Wygrali Polacy.

    Wygrali, bo na boisko wrócił Kubiak. I to właśnie niziutki Kubiak zaczął strzelać do Czechów. Z serwisu. To dzięki niemu do horroru doszło, to on horror zakończył. On zbombardował rywali na tyle skutecznie, że nie zdążyli ochłonąć już do końca meczu.

    Wypuszczając na Słowację rezerwowych, by w drodze po medal wyminąć Rosjan, trener Andrea Anastasi wywarł na polskich siatkarzach swoistą presję - skoro się wybrało na przeciwników gospodarzy, to wypadało ich jeszcze pokonać. Tymczasem oni jeszcze przed meczem zdawali się bardzo niebezpieczni. Jako gospodarze zapragnęli pierwszego medalu po rozpadzie Czechosłowacji, biało-czerwonych rozbili do zera na Memoriale Wagnera, a przede wszystkim mają świetnych siatkarzy, którzy jak dotąd wiele robili dla swoich zagranicznych klubów, a niewiele dla reprezentacji.

    Teraz miało być inaczej, do turnieju przygotowywali się tak starannie, że nawet wynajęli specjalistę z Trento - najlepszej klubowej drużyny w Europie w minionych latach - by pracował nad ich siłą i wytrzymałością.

    Ale to oni nie wytrzymali tempa. I nie wytrzymały im głowy, gdy boisko rozpaliły skrajne emocje.

    Polacy podnieśli się po niesłychanie ciężkich ciosach, więc w nagrodę rzucą się w czwartek na Słowację. Z tak teoretycznie słabym, nieprzyzwyczajonym do gry o wielką stawkę rywalem o strefę medalową prestiżowej imprezy nie walczyli od bardzo dawna.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  8. #8 Odp: ME Siatkarzy 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39
    Polska w półfinale! Słowacy pokonani 3:0




    Aż trudno uwierzyć, że polscy siatkarze walczyli w czwartek o półfinał mistrzostw Europy. Po raz pierwszy na turnieju nie oddali seta, Słowacja nawet nie próbowała zmusić ich do krańcowego wysiłku. W sobotę zagrają z Włochami.

    Stawka była niebagatelna, ale atmosfera w hali letnia. I dlatego, że wyższość zwycięzców ani przez chwilę nie podlegała dyskusji, i dlatego, że na trybunach zasiadło ledwie kilkaset widzów, w tym skromna garstka Polaków. Padł prawdopodobnie przykry rekord - tak ważnego meczu kadry tak niedaleko od kraju tak niewielu fanów w naszej współczesnej siatkówce jeszcze nie oglądało.

    Niewykluczone, że z banalnego powodu: o awans do strefy medalowej prestiżowej imprezy siatkarze bili się z przeciwnikiem mniej renomowanym niż kiedykolwiek wcześniej. Wyszli naprzeciw reprezentacji, która nigdy - czytaj: po rozpadzie Czechosłowacji - nie awansowała na mundial ani turniej olimpijski. Nie została też zaproszona do Ligi Światowej, a na mistrzostwach kontynentu doskoczyła najwyżej do ósmego miejsca, i to w odległej przeszłości, bo u schyłku lat 90.

    Polacy znów stanęli przed wspaniałą, nieoczekiwaną szansą. Przed dwoma laty polecieli na ME z oberżniętymi skrzydłami (bez Wlazłego, Winiarskiego, Świderskiego etc), a mimo to dopadli złota. Teraz muszą manewrować pod siatką także bez żywego procesora sterującego ruchami całej drużyny - dotąd kadrze niezbędnego rozgrywającego Pawła Zagumnego. A jednak znów zdołali dotrzeć do półfinału. W ważnej imprezie już po raz drugi w tym sezonie - wcześniej wzięli brąz Ligi Światowej.

    Od ME w 2009 r. nie zmieniło się tyle, że biało-czerwoni znów próbują maskować wady intensywną pracą w defensywie. I to niekoniecznie w defensywie przypodłogowej, lecz przygotowywanej wcześniej przez ruchliwy i wysoki blok. Dzięki niemu Słowacy rzadko zbijali ze skrzydeł bezpośrednio w boisko - nawet jeśli zdobywali punkt, to wcześniej piłka przynajmniej muskała wyciągnięte polskie palce.

    A często bezlitośnie wracała na stronę rywali, którzy wraz ze zbliżaniem się końca każdego seta wyglądali na coraz bardziej zdeprymowanych i rozpaczliwie próbowali dłonie naszych siatkarzy omijać. Z marnym skutkiem, najchętniej uderzali w aut. Oni przyzwyczaić się do gry o taką stawkę nie mieli dotąd okazji. O ile pokonani w środę Czesi to elita siatkarzy z czołowych klubów, o tyle Słowacy doświadczenie zbierali raczej w naszej lidze, w której zresztą pierwszoplanowych ról nie odgrywali.

    Dlatego biało-czerwonym znów nie zatruwała życia wątła siła ataku na skrzydłach. Ogniem nieustannie pluli za to środkowi Piotr Nowakowski i Marcin Możdżonek, którzy zwłaszcza w pierwszym secie nie znali litości - w zbiciach nie pomylili się ani razu.

    Polacy w ogóle wydawali się zbierać punkty przy minimalnym wysiłku. Nawet kiedy rywale przeżywali lepsze chwile, nie sprawiali wrażenia mentalnie gotowych, by wyrządzić faworytom krzywdę. Było jak się spodziewaliśmy, od porażek na prestiżowych turniejach z drużynami o reputacji Słowacki polscy kibice przecież odwykli. Jeśli nawet biało-czerwoni odpadali, to wyrzuceni przez solidne firmy - jak Rosja (ostatnia Liga Światowa), Brazylia i Bułgaria (ostatnie mistrzostwa świata) czy Włochy (ostatnie igrzyska olimpijskie).

    Teraz postanowili mecze z potęgami odłożyć na możliwie najpóźniejszy etap turnieju, dzięki zaplanowanej - jak się można domyślać - porażce w ostatnim meczu grupowym wyminęli w ćwierćfinale Rosję, a w ostatniej rundzie przed strefą medalową dostali przeciwnika, który we wczorajszej formie miałby spore kłopoty ze zwyciężaniem w polskiej lidze.

    W półfinale biało-czerwoni wskoczą właśnie już na wyższy poziom. Z Włochami zderzą się już w Wiedniu, gdzie trener Andrea Anastasi zdobywał już złoto ME - w 1999 roku, jako selekcjoner swoich rodaków. On też pracuje nad pięknym, bezprecedensowym sukcesem. Ponieważ przed czterema laty do mistrzostwa kontynentu poprowadził Hiszpanów, to teraz może zdobyć medal tej imprezy z reprezentacją trzeciego już kraju.

    Z Włochami będzie bardzo ciężko, ale przecież wciąż czekamy na wielki dzień Bartosza Kurka, dotąd grającego co najwyżej solidnie. Czyżby lider reprezentacji planował wystrzelić dopiero wtedy, gdy stanie naprzeciw przeciwników godnych swego talentu?

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  9. #9 Odp: ME Siatkarzy 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39
    Pokonać Włochów, zagrać w finale

    Start godz. 15:00


    Od blisko dekady Polacy nie umieją pokonać Włochów w ważnym meczu prestiżowej imprezy. Jeśli w sobotę wreszcie zdołają, w niedzielnym finale mistrzostw Europy będą bronić tytułu. A nasza siatkówka przeżyje rok, jakiego jeszcze nie było.

    Przegrywali nasi z Italią w turnieju finałowym Ligi Światowej (2011), na igrzyskach olimpijskich (2008) i mistrzostwach kontynentu (2005, 2007). Żeby wyłowić z pamięci ostatnie istotne zwycięstwo, musimy się cofnąć do argentyńskiego mundialu w 2002 r.

    Czyli do zupełnie innej ery w polskiej siatkówce. Ery naznaczonej jeszcze głębokimi kompleksami i onieśmieleniem w zetknięciu ze ścisłą czołówką, spowodowanymi ponurą, pełną klęsk dekadą kończącą poprzednie stulecie. Kiedy po tamtym sensacyjnym triumfie w Santa Fe - Włosi bronili wówczas tytułu! - rozochocony siatkarz Dawid Murek wypalił, że celuje w złoto, zebrał burę od selekcjonera Waldemara Wspaniałego. Bo po co wywierać presję na drużynie, która nigdy niczego nie wygrała?

    To już prehistoria, dziś nasi siatkarze ujmują wiarą w siebie. Po ćwierćfinale ze Słowacją rozgrywający Łukasz Żygadło przywoływał słowa Nikoli Grbicia, swojego byłego - wybitnego - klubowego kolegi z Trento, który mawiał, że woli rywali silnych od słabych oraz woli mecze o wielką stawkę od tych o małą stawkę, bo tylko wtedy krańcowo się mobilizuje. Żygadło przyznał też, że Słowacy okazali się niedojrzali i psychicznie chwiejni jak Argentyńczycy pokonani w lipcowym turnieju finałowym LŚ - ugięły się pod nimi kolana, gdy poczuli ciężar walki o medale.

    Polacy w starciach ze średniakami, nawet średniakami o sporych aspiracjach, reagują inaczej. Jak faworyci. Nie upadają przygnieceni okresami fatalnej gry, wychodzą z poważnych tarapatów (wygrali seta, w którym Czesi prowadzili 20:14!), szczególną staranność i koncentrację wkładają w najważniejsze akcje. Dlatego

    znów są w półfinale.

    W półfinale wreszcie obsadzonym mocarzami. Dwie poprzednie edycje ME kończyły się sensacjami o bezprecedensowej skali, a na podium się kotłowało - najpierw złoto zdobyli Hiszpanie, którzy siatkówkę traktują mniej poważnie niż hokej na wrotkach, a do czwartego miejsca doskoczyli dopiero uczący się tej dyscypliny Finowie; potem w finale mierzyli się zdziesiątkowani Polacy z pozbawionymi obu czołowych rozgrywających Francuzami.

    Teraz silni odzyskują pion. O medale biją się Rosja, Serbia i Włochy, czyli najbardziej utytułowane reprezentacje kontynentu w minionych kilkunastu latach, oraz broniąca tytułu Polska, czyli potęga wschodząca.

    Półfinałowi przeciwnicy biało-czerwonych zajmują pozycję szczególną. Choć utracili imperialną pozycję z lat 90. (wygrywali trzy kolejne mundiale), to pochodzą z kraju w świecie siatkówki nadal centralnego. Tamtejsza liga przypomina trochę Dolinę Krzemową - ściągała do siebie wszystkie wybitne postaci tego sportu, wynalazła technologię czyniącą grę bardziej wyrafinowaną (dzięki analizie taktycznej opartej na danych zbieranych w programie DataVolley), teraz z jej dorobku korzysta cały kontynent. Włosi wyeksportowali lub wyedukowali tylu trenerów, że wystarcza ich dla wielu uczestników kilku ostatnich ME - to właśnie im sensacyjne sukcesy zawdzięczają Hiszpanie i Finowie, to oni stoją za postępami Słowaków; niedawno nie oparli im się nawet mający własne wspaniałe tradycje Rosjanie.

    My, Polacy, czerpiemy z ich dorobku od trzech selekcjonerskich kadencji. Z fantastycznym skutkiem. W 2006 r. Raul Lozano dał nam pierwszy medal mundialu od 32 lat. W 2009 r. Daniel Castellani dał nam pierwsze w ogóle złoto ME. Wreszcie w roku bieżącym pierwszy medal w Lidze Światowej dał nam Andrea Anastasi.

    Ten ostatni to klasyczny przedstawiciel włoskiej myśli szkoleniowej - błyskotliwy strateg, który intensywnie główkuje, jak w trakcie meczu ukrywać wady swojej drużyny. Bo o jej licznych wadach otwarcie mówi. A zaraz potem dodaje, że "w siatkówkę na szczęście nie trzeba grać perfekcyjnie, by zwyciężać". Na ME każdego dnia przekonujemy się, że ma rację. W ćwierćfinale Polacy jako jedyni nie oddali seta, choć na Słowację nacierali z nieuzbrojonym atakującym, zbijającym z zawstydzającą 26-procentową skutecznością.

    Włosi też nie uprawiają siatkówki bez skazy. Wściekali się, gdy w pierwszej rundzie przegrali z Francuzami pomimo prowadzenia 2:0, i martwili się po ćwierćfinale, że niepotrzebnie trwonią energię - Finlandia urwała im seta.

    Nie czują się już wielcy,

    ale chcą utraconą wielkość odzyskać. Poprzednie ME wspominają jak koszmar, zajęli na nich miejsce dziesiąte - najniższe po 1975 r.

    Oni żyją z resztą świata w symbiozie - dzielą się know-how, w zamian korzystając z dobrych genów. Połowę podstawowej szóstki tworzą potomkowie imigrantów, którzy kiedyś współtworzyli potęgę włoskiej siatkówki. Rozgrywa Dragan Travica - syn znakomitego gracza i trenera Ljubomira, urodzony w należącym jeszcze do Jugosławii Zagrzebiu; do Italii przyleciał, gdy miał 20 dni. Atakuje Michal Łasko - urodzony we Wrocławiu syn Lecha, naszego mistrza olimpijskiego z Montrealu. Przyjmuje Ivan Zaytsev - urodzony we włoskim Spoleto syn legendarnego rozgrywającego Wiaczesława Zajcewa, który wtedy w Montrealu zdobył srebro, bo drużyna ZSRR nie sprostała gigantom trenera Huberta Wagnera.

    Cała trójka pielęgnuje związki z ojczyzną rodziców. Travica szlifuje język i zajada się przyrządzanymi przez ciocię chorwackimi przysmakami; Łasko przekonuje, że siatkarzem czuje się włoskim, ale generalnie - Polakiem; Zaytsev twierdzi, że mentalnie uważa się Rosjanina ("Ja np. chciałbym się już ożenić, a 22-latkowie z Italii wolą mieszkać z rodzicami"). Ale też wszyscy śpiewają włoski hymn, myślą po włosku, pomimo posiadania dwóch paszportów nie mieli dylematów, dla kogo grać. I stanowią o sile kadry - wraz z kapitanem Cristianem Savanim oraz 36-letnim środkowym Luigim Mastrangelo, ostatnim w niej złotym medaliście ME z 1999 roku, które wygrał pod dowództwem Anastasiego.

    Ten ostatni poprowadził do tytułu także Hiszpanów, więc jeśli wypchnie na podium jeszcze Polaków, zostanie pierwszym w historii trenerem, który wziął medale z trzema różnymi reprezentacjami. O złoto będzie niesłychanie ciężko, nawet sam Anastasi powtarza, że na naszym kontynencie nie widzi dla Rosjan żadnej konkurencji. Ale jeśli Polacy znów dostosują poziom do klasy rywala i wzniosą się wyżej niż w meczach poprzednich, o srebrze lub brązie mogą marzyć śmiało.

    A nasz włoski selekcjoner może ustanowić jeszcze jeden rekord - nasz, wewnętrznie polski. Sprawić, że biało-czerwona reprezentacja, wystrojona już w medale w lipcowym finale LŚ, po raz pierwszy w ciągu jednego roku wskoczy na podium aż dwukrotnie.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  10. #10 Odp: ME Siatkarzy 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    502
    Podziękował/a
    241 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    39
    Polska z Brązowym medalem Mistrzostw Europy

    Rosja pokonana! Jesteśmy kontynentalną potęgą




    Takiego sezonu nasza siatkówka jeszcze nie przeżyła. Polacy po raz pierwszy w historii mistrzostw Europy rozprawili się z Rosją, po raz pierwszy w jednym roku dwukrotnie stanęli na podium ważnej imprezy, udowodnili, że są już kontynentalną potęgą

    Trener Andrea Anastasi codziennie powtarzał dziennikarzom, że widzi w Europie jeden zespół nietykalny - Rosję. Siatkarzom albo tego nie mówił, albo mu nie uwierzyli.

    Rywale zapamiętają mecz o brąz z perspektywy podłogi. Kiedy strzelali do nich Bartosz Kurek z Jakubem Jaroszem, szorowali po całym boisku, ale piłki w decydujących chwilach dopadali rzadko. I pod nawałnicą potężnych ciosów miękli w oczach.

    Nasi znów sprawili sensację. Choć drużyna Anastasiego broniła złota - też sensacyjnego - zdobytego dwa lata temu przez drużynę Daniela Castellaniego, to medalowych wzlotów nikt jej nie wróżył. Fachowcy martwili się raczej, czy reprezentacja przygnębiona beznadziejnym występem na Memoriale Wagnera i pozbawiona tłumu czołowych graczy zdoła wypaść choćby przyzwoicie.

    Dlatego awans do półfinału przyjęliśmy niemal z entuzjazmem. Entuzjazmem, który w sobotę musiał przygasnąć, bo okazało się, że Polscy weszli w zupełnie inny wymiar. Zderzyli się z przeciwnikami zbyt zaawansowanymi technicznie i taktycznie, by mogli choćby stawić im opór. Na ich wieńczące turniej klęski

    aż przykro było patrzeć.

    Anastasi od początku turnieju przedstawiał siebie trochę jak iluzjonistę, który czaruje taktyką, by zamaskować całą prawdę o reprezentacji Polski - ukryć wady, których selekcjoner w swojej drużynie dostrzegał sporo, i wyeksponować atuty, co dotąd polegało głównie na zleceniu rozgrywającemu nadzwyczajnie intensywnej współpracy ze środkowymi oraz skupieniu na defensywie, czyli aktywnym bloku i wybloku.

    Tyle że przed półfinałami biało-czerwoni ani razu nie stanęli naprzeciw rywali tak agresywnie serwujących i tak groźnych nad siatką jak Włosi. Te ME ułożyły się tak, że półfinały wreszcie - pod dwóch turniejach poprzednich, supersensacyjnych - obsadziły najpotężniejsze reprezentacje na kontynencie.

    I Dragan Travica przyłożył Polakom asem już w pierwszej próbie. A potem nękali ich Cristian Savani i Michał Łasko.

    Na znacznie szczelniejszą zaporę niż wcześniej trafili też nasi siatkarze w centrum siatki. Tam od początku turnieju królował 36-letni Luigi Mastrangelo, który wrócił do kadry po przerwie i natychmiast, jak mówią jego partnerzy, tchnął w nią dobrego ducha. Wielu środkowych sylwetkę ma raczej szczudłowatą, tymczasem Włoch to harmonijnie rozwinięty atleta, który manewruje pod siatką z wyjątkową gracją. Przed półfinałem zdecydowanie prowadził w klasyfikacji blokujących, w sobotę jeszcze swój imponujący bilans poprawił.

    Piotra Nowakowskiego, jednego z bohaterów poprzednich gier, Mastrangelo zatrzymał - w pojedynkę! - już w pierwszej próbie. I nie był to ostatni raz. Włoch w ogóle wielokrotnie błysnął intuicją, gdy trzeba było reagować błyskawicznie, w dodatku improwizując. Był najlepszy na boisku. Polacy dotąd tego na turnieju nie przeżywali - tym razem wyraźnie ustępowali rywalom w bloku, w inauguracyjnym secie nie zdobyli dzięki niemu ani jednego punktu.

    A ponieważ nie zdobyli, stracili swój kluczowy atut na czesko-austriackich ME. Kluczowy także dlatego, że znów rozczarowywał lider drużyny, który miał być jej głównym ogniowym. Bartosz Kurek w pierwszym secie zbijał ze skutecznością 25-procentową, a w drugim 20-procentową. Co zaskakiwało tym bardziej, że rywale wcale nie ostrzeliwali go serwisem - chętniej celowali w Michała Kubiaka.

    Dotąd Polacy wygrywali m.in. dzięki przemyślanej taktyce, teraz Anastasi wpadł na Mauro Berruto - godnego siebie rywala, który mówi o swoim turniejowym życiu tak: "Żyję tutaj w tym rytmie, co premier Berlusconi, śpię po cztery godziny na dobę. Tyle że nie uprawiam bunga-bunga, a ślęczę przed komputerem." I pewnie także wskutek jego zarwanych nocy Włosi rozprawili się z biało-czerwonymi po raz trzeci w sezonie.

    Wierzyliśmy, że jakimś cudem im się nie uda, bo Anastasi uparcie powtarza, że lubi wygrywać mecze najważniejsze. A poprzednio z rodakami przegrywał w komercyjnej Lidze Światowej oraz towarzysko, dopiero w Wiedniu przyszło wyzwanie rangi mistrzowskiej. Niestety, rywale słabości Polaków obnażyli. Jeśli nasi zbliżali się w punktacji do Włochów, to głównie wtedy, gdy ci sami wyrządzali sobie krzywdę.

    Ale wciąż było o co walczyć i polscy siatkarze nie spasowali. W meczu o brąz wreszcie

    podokazywał w ofensywie Kurek.

    W inauguracyjnym secie toczył chwilami samotną walkę z rywalami, którzy długo wyglądali na wciąż przybitych sensacyjną sobotnią porażką z Serbią. Zdobył dziesięć punktów, jego drużyna objęła prowadzenie.

    Wydawało się, że jego szaleństwa nie wystarczą, bo wsparcie długo dostawał mizerne. Jakub Jarosz, w sobotę zaskakująco regularny, tym razem wyglądał na zalęknionego jeszcze przed pierwszym zbiciem. Wyrzucał piłkę w aut, wstrzymywał rękę, psuł atak za atakiem. I nie przetrwał na boisku nawet kwadransa.

    Wrócił odmieniony. Gdyby nie jego seryjny ostrzał w ataku i potężne serwisowe petardy, po przegranej drugiej partii Polacy by już by się nie podnieśli. W trzecim secie Jarosz, często oskarżany o mentalną wątłość uniemożliwiającą podołanie wielkim wyzwaniom, zaszokował rywali niespotykaną, 100-procentową skutecznością zbić i uzbierał aż 9 punktów!

    Wtedy w ogóle zaczęły się dziać się rzeczy niezwykłe. Wysoki poziom u Rosjan trzymał tylko Maksim Michajłow, a przepychanki nad siatką wygrywał nawet Michał Kubiak, gracz kieszonkowy, mierzący przeciętne w siatkówce 191 cm.

    I tak przeżyliśmy pierwszy w historii rok, w którym polscy siatkarze - w lipcu obwieszeni brązem Ligi Światowej - dwukrotnie wdrapali się na podium. Bartosz Kurek, którego talent eksplodował na poprzednich ME, nie został gwiazdą turnieju, ale w boju o medal zasługi miał ogromne. A Anastasi został pierwszym trenerem, który zdobył medal mistrzostw kontynentu z trzema różnymi reprezentacjami.

    Teraz przed nim kolejna misja - zdobyć medal na ostatniej ważnej imprezie, z której w ostatnich latach Polacy go nie przyzwozili. Igrzysk olimpijskich.

    info: sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

Strona 1 z 2 12 OstatniOstatni
Informacje o wątku
Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Tagi dla tego wątku

Zobacz tagi

Bookmarks
Bookmarks
Uprawnienia umieszczania postów
  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •