Wątek: Liga Hiszpańska (Primera Division)

Strona 2 z 2 PierwszyPierwszy 12
Pokaż wyniki od 11 do 12 z 12
  1. #11 Odp: Liga Hiszpańska (Primera Division) 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    501
    Podziękował/a
    226 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    38
    Puchar Hszpanii. Mirandés sensacją Pucharu



    Czasami w życiu jest tak, że biedny jest szczęśliwszy od bogatego - filozofuje Carlos Pouso, trener sensacyjnego półfinalisty Pucharu Hiszpanii. Maleńkiemu trzecioligowcowi kibicuje cały kraj

    W środę Pablo Infante, magister zarządzania Uniwersytetu w Burgos, przejechał samochodem 50 km i o 7 rano otworzył bank. Kilka godzin wcześniej zdobył swoją siódmą bramkę w krajowym pucharze. Jest najlepszym strzelcem rozgrywek, w których niegdyś najczęściej trafiali: Leo Messi, Raul, Ronaldo i Diego Maradona.

    - Rywalizowanie z obrońcami jest łatwiejsze od zarządzania bankiem, nawet tak małym jak mój - mówi 30-letni napastnik, który rocznie przejeżdża 45 tys. kilometrów. - Mnóstwo czasu zajmują mi dojazdy z domu do banku, a potem na trening. Ale to, że mam pracę, przy takim kryzysie ekonomicznym jest przywilejem - mówi Infante.

    Tydzień temu wsiadł do samochodu w środku nocy. Czekała go 600-kilometrowa podróż z Barcelony, humor miał podły. Wcześniej Mirandés prowadziło na stadionie Espanyolu 2:0, ale w cztery minuty straciło trzy gole. Wydawało się, że sen klubiku z Burgos się skończył. I tak trwał niespodziewanie długo, trzecioligowiec pierwszy mecz w pucharze zagrał w sierpniu (najpotężniejsi zaczęli w grudniu), w drodze do Barcelony pobił pierwszoligowe Villarreal i Racing Santander. W rewanżu na wypełnionym sześciotysięcznym Estadio de Anduva przegrywał 0:1. Wyrównującego gola strzelił Infante, w doliczonym czasie awans zapewnił César Caneda. I zaczęła się fiesta.

    - Znalazłem się w odpowiednim miejscu i czasie. Mamy randkę z historią, o której będę opowiadał wnukom - mówił trener Pouso, który nie nadąża z udzielaniem wywiadów.

    - Biegaliśmy, walczyliśmy i pracowaliśmy razem. Dziękuję wszystkim Hiszpanom za wsparcie - mówił Infante.

    Gratulacje składali na Facebooku i Twitterze piłkarze największych klubów. "To niesamowite. Jak wielki jest futbol! - pisał stoper Barcelony Gerard Pique. "Co za mecz, osiągnęli historyczny sukces - emocjonował się pomocnik Chelsea Juan Mata, a Henok Goitom z Almerii zapowiedział, że otworzy konto w banku zarządzanym przez Infante, bo wszystko, czego ten dotyka, zamienia się w złoto. "Klub z Miranda de Ebro ma miejsce w sercach wszystkich Hiszpanów" - pisał w środę "As". "Marca" nazwała piłkarzy półamatorskiego zespołu "Superherosami", którzy "zachwycili kraj pasją, zaangażowaniem, skromnością i radością".

    Mirandés ma 1,2 mln euro rocznego budżetu, większość 85-letniej historii spędziło w III lidze. W tym sezonie prowadzi i jest faworytem. W poprzednim - awans przegrało dopiero w finale baraży. Infante dzień przed decydującym meczem miał ślub. Na weselu zjadł lekki posiłek i poszedł spać.

    We wtorek jego klub jako drugi trzecioligowiec w historii dobił do półfinału krajowego pucharu. O finał zagra z Athletic Bilbao. Infante chciałby w finale zagrać z Barceloną.

    Bohater Mirandés od lat odrzucał oferty z lepszych klubów, bo zależało mu na pracy w banku. Teraz zainteresowanie nim jest jeszcze większe, ale Infante zapowiada, że zostanie, by spełnić marzenie kibiców i awansować do II ligi. - Mój synek powiedział mi we wtorek, że powinienem kupić Pablo, bo to świetny piłkarz - opowiadał wczoraj trener Valencii Unai Emery.

    A otoczony kibicami Infante mówił we wtorek, że choć za kilka godzin musi iść do pracy, najpierw pójdzie świętować.

    sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

  2. #12 Odp: Liga Hiszpańska (Primera Division) 
    Donator

    Awatar El-Polako
    Dołączył
    Aug 2011
    Posty
    501
    Podziękował/a
    226 razy
    38 podziękowań za 28 postów
    Siła reputacji
    38
    Puchar Hiszpanii. Real grał jak nigdy, odpadł jak zawsze



    Atakował na początku i na końcu, strzelił dwa gole, ale nie zdołał złamać Barcelony. Po remisie 2:2 do półfinału Pucharu Hiszpanii awansowali Katalończycy

    "Remontada". Tak Hiszpanie nazywają szalone sportowe pościgi, które zaczynają się, gdy jedna drużyna szans na zwycięstwo - pozornie - już nie ma, a kończą, gdy skazani na klęskę schodzą z boiska jako zwycięzcy.

    Wczoraj było blisko "remontady", która przeszłaby do historii El Clásico. Real - po porażce na Santiago Bernabeu 1:2 - do 68. minuty rewanżu przegrywał 0:2. Ale ostatnie minuty spędził na ostrzeliwaniu bramki José Manuela Pinto. Udało mu się raz, udało się drugi raz. Było też blisko trzeciego. Ale Barca przetrwała.

    Ale do przerwy grała tak, jakby chciała, żeby stara maksyma opisująca reprezentację Hiszpanii - "Gramy jak nigdy, przegrywamy jak zawsze" - przylgnęła do Realu. Drużyny narodowej już ona nie dotyczy, bo ta po dziesięcioleciach niepowodzeń zdobyła ostatnio mistrzostwo Europy i świata. Zaczęła pasować do piłkarzy z Madrytu, którzy bezskutku próbują dobrać się Barcelony.

    W pierwszej połowie goście rzeczywiście grali jak nigdy. A przynajmniej lepiej niż w jakimkolwiek El Clasico w erze trenera Jose Mourinho. Sami nacierali (groźnie), rywalom zaatakować nie pozwalali. Nic z tego. Na przerwę schodzili, przegrywając 0:2. Wystarczył jeden zryw Messiego. I jeden fenomenalny strzał Daniego Alvesa.

    Trenera Realu od tygodnia chłostali dziennikarze. Mourinho czytał i słuchał, że jego pomysły do niczego nie prowadzą, że drużyna z Santiago Bernabeu odbija się od Barcelony jak od muru, że w dodatku zdradza własną historię, bo ucieka się do nieczystych chwytów. Prasa donosiła, że piłkarze nie wierzą w przywódcę, a szatnia się podzieliła.

    Piłkarze walczyli tak, jakby chcieli przekonać świat, że opowiadał bzdury. Długo nie pozwalali rywalom choćby na dobiegnięcie do pola karnego Ikera Casillasa. I choć budowali akcje inaczej niż Barcelona, ich próbom piękna odmówić nie sposób. Dla Barcelony akcja idealna to taka, w której strzelenie gola poprzedza wymiana kilkudziesięciu podań, za którymi rywale nie są w stanie nadążyć. Real chce dotrzeć na pole karne w kilka sekund. I po kilku podaniach.

    Wczoraj częściej to ich styl był górą. Rozgrywający swoje najlepsze El Clásico Mesut Özil podawał i strzelał jak prawdziwy spadkobierca Zinedine'a Zidane'a, do którego ostatnio porównywać go przestano. Na bramkę Pinto strzelali Ronaldo i Higuain. Wydawało się, że w końcu Real pobije największych rywali.

    I wtedy Camp Nou nagle zmieniło się w podwórko położone w argentyńskim Rosario. Leo Messi przebiegł kilkadziesiąt metrów, na końcu otaczało go już czterech rywali, więc oddał piłkę. Pedro, zanim podziękował, strzelił gola. To była formalność. Po chwili Casillasa pięknym uderzeniem - z 30 m - pokonał Dani Alves. Oddał drugi celny strzał Barcelony przed przerwą...

    Owszem, Realowi sprzyjało szczęście, bowiem Barcelona popełniała mnóstwo jak na jej standardy błędów. Ale piłkarze z Madrytu eksplodowali znakomitą formą w najtrudniejszym momencie - kiedy zapadł medialny werdykt, że są martwi. Nie są. Prowadzą w lidze hiszpańskiej, być może rzucą kolejne wyzwanie katalońskim rywalom w Lidze Mistrzów.

    Ich kibice chyba znów uwierzyli, że z Barceloną da się wygrać. Nawet na Camp Nou.

    W półfinale (1/2 lutego i 8/9 lutego) Barcelona zmierzy się ze zwycięzcą meczu Levante - Valencia (transmisja o 21.30 w Sportklubie. Pierwszy mecz: 1:4). W drugim półfinale trzecioligowe Mirandés zagra z Athletic Bilbao.

    sport.pl
    Odpowiedz z cytatem  
     

Strona 2 z 2 PierwszyPierwszy 12
Informacje o wątku
Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Tagi dla tego wątku

Zobacz tagi

Bookmarks
Bookmarks
Uprawnienia umieszczania postów
  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •