Polska ma 26 stycznia przystąpić do kontrowersyjnego porozumienia ACTA, dotyczącego m.in. walki z piractwem. Decyzja już zapadła pod koniec ubiegłej kadencji, w tajemnicy. Minister administracji i cyfryzacji zgłasza veto. Co grozi internautom, jeśli podpiszemy ten dokument?
Anti-Counterfeiting Trade Agreement (ACTA) to międzynarodowe porozumienie dotyczące walki z naruszeniami własności intelektualnej, w tym także piractwem internetowym. Prace nad nim trwały od października 2007 roku, wywołując wiele kontrowersji nie tylko wśród społeczności internetowej, ale także samych zainteresowanych państw. Jak podało stowarzyszenie ISOC Polska, Minister Spraw Zagranicznych, lub jego przedstawiciel, podpisze ten dokument 26 stycznia w Tokio. Rada Ministrów zadecydowała o podpisaniu porozumienia "w trybie obiegowym", a nie na posiedzeniu rady.
16 grudnia 2011 Rada Unii Europejskiej przyjęła porozumienie w sprawie ACTA. Przyjęcie ACTA przez Radę UE zostało dokonane w okresie polskiej prezydencji - był to jeden z priorytetów realizowanych podczas przewodnictwa Polski w Radzie UE. Tymczasem aż 393 członków Parlamentu Parlamentu podpisało deklarację krytykującą ACTA. Sprzeciwiali się oni nie tylko jego zapisom, ale także sposobowi, w jaki są one ustalane - w zupełnej tajemnicy, bez otwartej debaty.
O co chodzi w ACTA?
Porozumienie zakłada, że dostawcy internetu zostaną zaangażowani w walkę z piractwem. Będą oni musieli monitorować działania abonenta (sic!) i blokować dostęp do stron "podejrzanych o udostępnianie nielegalnych treści". Taki zapis otwiera oczywiście szerokie pole do interpretacji, nie mówiąc już o kosztach planowanego "śledzenia". Podobne zapisy w projekcie amerykańskiej ustawy SOPA doprowadziły do protestu w internecie. Teoretycznie wystarczyłby fragment filmu użyty w recenzji wideo albo jedno zdjęcie wykorzystane w ramach dowcipu, a cała uznana zostałaby za piracką i zablokowana.
Co na to polski rząd?
- ACTA zniszczy istotę internetu?
Web 2.0 może zniknąć, jeśli porozumienie o ochronie praw autorskich ACTA wejdzie w życie. Proponowane w zakresie ochrony własności intelektualnej w internecie rozwiązania są sprzeczne nie tylko z porządkiem prawnym wielu państw, ale także ze zdrowym rozsądkiem.
Informacje o podpisaniu ACTA przez polski rząd pojawiły się wczoraj popołudniu (19 stycznia). W momencie podejmowania decyzji o podpisaniu ACTA, nie istniało jeszcze Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji. Jego minister, Michał Boni, wystąpi do Prezesa Rady Ministrów z prośbą o wstrzymanie podpisu - napisał na swoim profilu na Facebooku wiceminister administracji i cyfryzacji Igor Ostrowski . - Musimy upewnić się, że podstawowa zasada prawa autorskiego, czyli równoważne traktowanie praw twórców i użytkowników, jest uwzględniona - powiedział Ostrowski. Słowa te padły na czwartkowym spotkaniu z przedstawicielami strony społecznej i pracodawców (tzw. Grupa Dialog), udział w nim brali także przedstawiciele resortów sprawiedliwości, kultury i gospodarki. Grupa Dialog to forum wymiany opinii rządu z organizacjami społecznymi i przedstawicielami pracodawców związanych z internetem. Przedstawiciele strony społecznej zwrócili uwagę na to, że tryb przygotowywania i uzgadniania uchwały nie był przejrzysty.
Coraz więcej krajów zgłasza wątpliwości do ACTA - poinformowali na spotkaniu przedstawiciele resortu gospodarki.
- Musimy znaleźć przestrzeń, by wyrobić sobie zdanie w sprawach narzędzi ochrony prawa autorskiego w internecie. Dlatego moim zdanie warto rozważyć wstrzymanie podpisu w imieniu Polski - powiedział Ostrowski.
Według artykułu 39 ACTA ostateczną datą na jego podpisanie jest 31 marca 2013 r.
INTERIA.PL