Nick Heidfeld po dwuletniej przerwie wrócił na podium w Formule 1. W sezonie 2009 zajął drugie miejsce w przerwanym wyścigu o Grand Prix Malezji, a dziś uległ tylko Sebastianowi Vettelowi i Jensonowi Buttonowi.
– Start był fantastyczny, nie spodziewałem się, że zyskam tak wiele pozycji – stwierdził Niemiec, który ruszał z szóstego pola, a w pierwszym zakręcie atakował prowadzącego Sebastiana Vettela. – Zwłaszcza przy starcie z szóstego pola, a nie z 18. czy które tam było w Australii. Walczyłem z Sebastianem, potem robiłem co mogłem, ale oczywiście był trochę szybszy.
W środkowej części wyścigu Heidfeld wypadł z pierwszej trójki i obwiniał o to strategię zespołu. – Przed pierwszym pit stopem pojawiły się krople deszczu – relacjonował kierowca Lotusa Renault. – Powiedziałem zespołowi, że opony się kończą, ale kazali mi zostać na torze, żeby nie robić dodatkowego postoju na wypadek deszczu. Nie padało i przez to straciłem jedno czy dwa miejsca.
W powrocie do pierwszej trójki pomogła Heidfeldowi kolizja pomiędzy Fernando Alonso i Lewisem Hamiltonem, w wyniku której Hiszpan zjechał na wymianę skrzydła. – Miałem szczęście z Alonso, który stracił spoiler – powiedział Niemiec, który w końcówce musiał bronić się przed jadącym na cztery pit stopy Markiem Webberem. – Mark fruwał w końcówce, ale chyba opony mu się skończyły po tym, jak mnie dogonił. Starałem się jak najlepiej korzystać z KERS i utrzymałem trzecie miejsce.