El. MŚ: fatalny mecz Polaków, Biało-Czerwoni przegrali z Ukrainą

Reprezentacja Polski przegrała w Warszawie z Ukrainą 1:3 (1:3) w meczu eliminacji do mistrzostw świata, które odbędą się w 2014 roku w Brazylii. Mimo, że było to dopiero czwarte spotkanie Biało-Czerwonych w grupie H, trzeba przyznać, że awans do turnieju w Ameryce Południowej powoli zaczyna być już tylko mrzonką...


- Zacząłem myśleć o tym meczu, kiedy skończyło się spotkanie z Anglią. Nie jest tak, że później zapadliśmy w zimowy sen, a wszystko to, co robiliśmy przez ten cały czas, było wykonywane z myślą właśnie o meczu z Ukrainą - mówił jeszcze przed spotkaniem Waldemar Fornalik, który postanowił zaskoczyć personalnym zestawieniem polskiej drużyny.

Nikt jednak nie spodziewał się jednego - koszmaru, jaki miał się wydarzyć na Stadionie Narodowym. Zanim Artur Boruc na dobre się rozgrzał, otrzymał dwa ciosy. Jak już Polacy weszli w mecz i wysłali wyraźny sygnał "odrabiamy straty", trzecia akcja Ukraińców zakończyła się golem. Były momenty. Ale momenty, jak się okazuje, to za mało, by wywalczyć punkty z wciąż mocną Ukrainą. Ale jednocześnie Ukrainą, która do tej pory nie wygrała choćby jednego meczu w eliminacjach mundialu.

Koszmar, o którym mowa zaczął się dokładnie w 2. minucie. Piłkę przed polem karnym na rzecz Andrija Jarmołenki stracił Sebastian Boenisch. Pomocnik reprezentacji Ukrainy bez namysłu zadał pierwszy cios - futbolówka po strzale z narożnika pola karnego wylądowała w siatce Artura Boruca. Minęło zaledwie pięć minut, a kolejną nieporadność w defensywie Polaków wykorzystał Ołeh Husiew. Biało-Czerwoni tak długo nie potrafili wybić piłki z dala od własnej "szesnastki", aż zawodnik Dynama Kijów huknął z 15 m.

Szok i konsternacja - tak w skrócie można opisać to, co działo się na trybunach Stadionu Narodowego w Warszawie. Im bardziej czas oddalał się od feralnych minut, tym bardziej wydawało się, że Biało-Czerwoni będą w stanie dogonić wynik. Zrywane od czasu do czasu hasło "Polska! Polska!", a zapewne także wściekłość samych piłkarzy, wyraźnie wpłynęły na postawę drużyny Fornalika. Niestety, były to tylko wspomniane "momenty", o których mowa wyżej...

Najpierw były dwa ostrzeżenia - strzał Roberta Lewandowskiego głową i kapitalne uderzenie z woleja Sebastiana Boenischa. Oba w świetnym stylu złapane przez Andrija Pjatowa. W 18. minucie nic już nie przeszkodziło Polakom.

Właśnie wtedy do akcji podłączył się Łukasz Piszczek i rozegrał piłkę na prawym skrzydle z Jakubem Błaszczykowskim. Po chwili kapitan polskiej kadry płasko dośrodkował w pole karne, a Piszczek czubkiem buta nie dał szans Pjatowowi.

Polacy wyraźnie dominowali, ale okazało się to jedynie wodą na młyn dla gości. Niby miał swoją szansę Lewandowski (w 24. minucie napastnik Borussii Dortmund z ostrego kąta przelobował rywali, ale nikt nie znalazł się na trzecim metrze, by skierować piłkę do pustej bramki), niby był strzał z rzutu wolnego wracającego do kadry po 2,5-letniej przerwie Radosława Majewskiego, ale jak przyszło do strzelania bramek, robili to Ukraińcy.

Wystarczyła im trzecia okazja w pierwszej połowie, by strzelić trzecią bramkę. W 45. minucie uderzeniem z woleja Roman Zozula zapewnił znów bezpieczną przewagę naszym wschodnim sąsiadom.

Zmiana obrazu gry po przerwie? Jedynie skuteczności Ukraińców. Gdyby - biorąc przykład z pierwszej połowy - wykorzystali wszystkie swoje okazje w pierwszym kwadransie drugiej połowy, na tablicy pojawiłby się wynik 1:6. Fatalny błąd popełnił Boruc, podając piłkę Husiewowi, ale ten na szczęście z 30 m nie trafił do pustej bramki. Fatalnie zachowywał się też Wasilewski, po którego interwencji Jarmołence brakło centymetrów, by skierować piłkę do siatki. Później znów nie popisał się Husiew, pudłując w sytuacji sam na sam z Borucem.

Nie funkcjonowało nic, a gdy już w 61. minucie rezerwowy w tym spotkaniu Ludovik Obraniak znalazł się sam przed Pjatowem, uderzył wprost w niego. Mający ratować wynik inny rezerwowy, Jakub Kosecki, nie mógł się natomiast wstrzelić w bramkę.

Pomysłu na grę nie było - ani z przodu, ani z tyłu. Trudno powiedzieć, co wyglądało gorzej. Z minuty na minutę akcji pod bramką Pjatowa było coraz mniej, natomiast nieblokowanych przez nikogo dośrodkowań w nasze pole karne - na potęgę. Jeśli wynik nie odpowiadał wydarzeniom boiskowym, to tylko dlatego, że porażka Polaków - niestety - powinna być znacznie wyższa.

W barwach Biało-Czerwonych 60. mecz rozegrał Jakub Błaszczykowski, dzięki czemu został kolejnym członkiem Klubu Wybitnego Reprezentanta.

Polska - Ukraina 1:3 (1:3)
Bramki: Łukasz Piszczek (18) - Andrij Jarmołenko (2), Ołeh Husiew (7), Roman Zozula (45).
Żółte kartki: Daniel Łukasik - Rusłan Rotań, Denys Harmasz, Taras Stepanienko.
Widzów: 55 565.
Sędziował: Pavel Kralovec (Czechy).

Polska: Artur Boruc - Łukasz Piszczek, Kamil Glik, Marcin Wasilewski, Sebastian Boenisch - Grzegorz Krychowiak, Daniel Łukasik (59. Ludovic Obraniak) - Jakub Błaszczykowski, Radosław Majewski, Maciej Rybus (46. Jakub Kosecki) - Robert Lewandowski.

Ukraina: Andrij Pjatow - Artem Fedecki, Jewhen Chaczeridi, Ołeksand Kuczer, Wiaczesław Szewczuk - Ołeh Husiew, Rusłan Rotań, Taras Stepanenko (61. Anatolij Tymoszczuk), Andrij Jarmołenko, Denys Harmasz - Roman Zozula.